Głupi ma szczęście.
Boże, nawet nie wiecie, jak dokładnie to stwierdzenie
opisuje moją sytuację. Ale może warto zacząć od początku. Otóż 18 czerwca 2013
roku o godzinie 20:30 (czyli dokładnie dobę, 4 godziny, 5 minut i 40 sekund
temu) miałam okazję spełnić jedno ze swoich największych marzeń, a mianowicie
uczestniczyć w koncercie grupy Green Day w Łódzkiej Atlas Arenie. Mogę z
czystym sumieniem napisać, ze w tej chwili jestem najszczęśliwszym dzieckiem na
świecie. Ale pewnie myślą tak o sobie wszyscy inni, którzy mieli okazję tam
wtedy być, wiec niech tak pozostanie. Żyjmy w słodkim złudzeniu wyjątkowości.
Nie, my na serio jesteśmy wyjątkowi.
Odkąd się obudziłam, chodziłam niespokojna. Nie mogłam
usiedzieć w miejscu, musiałam mieć czymś zajęte ręce i słuchać muzyki, żeby nie
zwariować. Nie mogłam uwierzyć w to, że ten dzień, na który czekałam od 19
grudnia wreszcie nadszedł. Wyjechaliśmy z domu koło 15, a że do Łodzi mieliśmy
dobre 4 godziny drogi, trochę panikowałam, ze nie zdążymy. Ale na szczęście mój
tato jest dobrym kierowcą, więc w trójkę dotarliśmy na czas i jeszcze po drodze
zatrzymaliśmy się w KFC. Nie mogłam jeść, byłam zbyt zestresowana. Tylko wlałam
w siebie dobry litr pepsi, przez co zaczęłam panikować, ze w trakcie koncertu
będę musiała szukać toalety. Moja przyjaciółka i tato się ze mnie śmiali. W
sumie im się nie dziwię, to musiał być komiczny widok – ja w takim stanie.
Wreszcie dotarliśmy pod Arenę. Oczywiście nie było gdzie zaparkować, więc w
końcu zatrzymaliśmy się kawałek od niej, w jakimś zagajniku, gdzie też stało
dużo aut. Zabraliśmy nasze zielone boa, bilety i pieniądze i ruszyliśmy do
wejścia. Obiecałam sobie, że gdy będę wracać, zerwę sobie plakat ze słupa, ale
później go już tam nie było. Przy naszym wejściu na płytę nie było właściwie
kolejki. W sumie mnie to nie zdziwiło, było po 19 i support (All Time Low) już
grał. Wpuścili nas bez problemu. Pierwsze, co we mnie uderzyło, to wygląd Areny
od środka. Zupełnie inaczej ją sobie wyobrażałam. Schodząc po schodkach
złapałyśmy się z przyjaciółką za ręce, żeby się nie zgubić. Hala nie była
jeszcze zapełniona, wiec bez problemu dotarłyśmy do płyty. Tam też miałyśmy
pozostać, ale mój tato zawołał nas bliżej, w prawo, do wejścia na GC , skąd
było widać właściwie wszystko. Potem poszedł kupić nam wodę, a ja zadzwoniłam
po znajomą, z którą miałam się spotkać (tak, Bigosie, o tobie mowa). Jakoś do nas dotarła ze swoimi dwoma
koleżankami, wiec stałyśmy przy wejściu na GC w piątkę. Przepuszczali tam trzej
ochroniarze: dwóch facetów i dziewczyna, w tym dziewczyna była bardziej męska,
niż oni dwaj razem wzięci. Cały czas kazała się odsuwać, żeby ci z GC mogli
wchodzić. Koncert rozpoczął się minutę przed czasem, chłopaki weszli na scenę
już o 20:29, co było miłą niespodzianką. Zaczęli grać 99 Revolutions, które
całe nagrałam, ale w marnej jakości. Potem zaczęło się coś dziać. Przy Know
Your Enemy na scenie była dziewczyna, ale w czasie, kiedy robiła z BJ’em niezłe
show, ochroniarze zaczęli wpuszczać na Goldena osoby, które stały najbliżej
bramki. Najpierw przeszła jedna dziewczyna, później kolejne, w tym Bigos. W
końcu złapałam moją przyjaciółkę za rękę i szybko przebiegłyśmy na strefę
GC. To był niesamowity moment. Nie
wierzę, ze to zrobiłam, że nas wpuścili. Ale byłam, i nadal jestem strasznie
szczęśliwa. Wbiłyśmy się w tłum, a raczej w szczeliny między tłumem. Nie
chciałyśmy się za bardzo przepychać. Widziałam, ze spod barierek ochrona
wyniosła już kilka osób, wiec wolałam tego uniknąć. I mniej więcej w tamtym
momencie film mi się urwał. Byłam jak na haju, nie pamiętam tego fragmentu
koncertu do King for a Day. Może z małymi przebłyskami na moment, w którym BJ
wziął na scenę chłopaka (Filip, jesteś gwiazdą!)i dał mu swoją gitarę na
Longviwe. A potem oblał nas wodą z butelki, chociaż nie pamiętam, na jakiej
piosence to było. Mam też przebłyski tego, jak machałam zielonym boa, żeby
znajoma mnie zauważyła. Nawet nie wiedziałam, ze zagrali ST. Jimmy, dopóki nie
zobaczyłam, że mam ją nagraną na telefonie. Przez moment było mi słabo, ale
później jakoś przeszło. Świadomość w pełni wróciła mi właśnie na King for a
Day, kiedy to całe GC usiadło, kiedy Billie leżał. A kiedy się podniósł,
zrobiliśmy mu „suprajs motherfucker!” Darłam się jak wariat na Minority i
X-Kid, to samo przed bisem i w jego trakcie. Wtedy już byłam całkowicie
świadoma, skakałam, machałam boa (z
którego piórka były dosłownie wszędzie i z tego miejsca przepraszam wszystkich
tych, którzy mieli je we włosach, na twarzy, i w ogóle wszędzie), śpiewałam
razem z BJem każdy wers i po prostu korzystałam z tych chwil, jak tylko mogłam.
Przez calutki koncert miałam świetny widok na Mike’a, który strzelał do nas
komiczne miny, chyba patrzył się na moje boa, ale nie jestem pewna. Pod koniec
koncertu przez chwilę stałam przy samych barierkach. To było niezapomniane
uczucie. Miałam ich trzy metry od siebie. No i spotkałam kilka wspaniałych osób
(Słiti, Lida, Bigos). Żałuję, ze nie udało mi się spotkać z resztą naszej
forumowej rodzinki, ale cóż, mówi się trudno. Nie złapałam też ani kostki ani
pałeczki Tre’ego. Ani nawet papieru toaletowego, którym strzelał BJ. Za to mam
szyję zafarbowaną na zielono, bilety w antyramie, obolałe ciało, boa wiszące na
karniszu, kilkanaście rozmazanych zdjęć, sześć filmików i wspaniałe
wspomnienia. Jestem potwornie szczęśliwa i nie mam ochoty wracać do
rzeczywistości, ale jutro szkoła. Trzeba się udać z referatem na fizykę. Jutro
też opublikuję to na blogu, bo dzisiaj nie mam już siły.
Podsumowując: przyjechałam pół godziny przed koncertem,
dostałam się na GC, chociaż miałam bilet na płytę, a potem stałam przy samych
barierkach. Historia z cyklu „takie rzeczy zdarzają się tylko mi”. Na serio,
głupi ma szczęście.
xoxo
Świetnie opisałaś całą naszą przygodę ;) My na prawdę mamy szczęście. Rzeczywiście, widok jak panikujesz był bardzo zabawny ;D Obie spodziewałyśmy się,że to ja będę panikować, a tu takie zaskoczenie *.* Muszę to zapamiętać,bo szybko taka okazja może się nie zdarzyć ;P
OdpowiedzUsuńAnnabeth
HAHAHA, głupi zawsze ma szczęście <3 jakie trafne spostrzeżenie XD cieszę się, że byłaś szczęśliwa i jest mi smutno, bo nie mogłam wtedy być tam z tobą :( Luniaczek :*
OdpowiedzUsuńSzkoda, że mnie tam nie było ale moi rodzice za nic się złamią. Twoja panika mnie rozwaliła ale pewnie zachowywałabym się tak samo :D Głupi jednak nie zawsze ma szczęście, właśnie zaczyna się kolęda a ja już mam ochotę się poćwiartować. Chyba wyłazi ze mnie pustelnik.
OdpowiedzUsuńNiniel Cat
xoxo