wtorek, 25 czerwca 2013
Doubts - Prolog
- Czego się boisz? – do jego uszu dobiegł cichy, ale bardzo dobrze znany mu głos.
Przerwał kreślenie tylko jemu znanych wzorów po pylistej nawierzchni drogi, zastanawiając się nad zadanym pytaniem. Było dziwne. Rzadko ktoś zawracał sobie głowę takimi błahostkami. Zwykle pytano go o to, jaki ma plan, albo czy dobrze się czuje, kiedy okazywało się że to, co zaplanował jest zbyt szalone. Ale cała ta sytuacja, w której się znajdowali była dziwna, więc czemu pytania miały takie nie być? W końcu kto normalny zatrzymuje auto na środku pustyni tylko po to, żeby móc usiąść na gorącej nawierzchni w pełnym słońcu, czego jedynym celem było posiedzenie sobie tam przez chwilę? Nikt normalny. Ale kto powiedział, że oboje byli zdrowi psychicznie? Robienie różnych rzeczy pod wpływem impulsu zdecydowanie było ich mocną stroną.
Było lato. Czerwiec, dokładniej rzecz ujmując. Ale przecież teraz zawsze było lato. Nawet zimą utrzymywały się upały. BL/ind zagarnął sobie świat kawałek po kawałku. Jego przedstawiciele panoszyli się już w obu Amerykach, sprawa nie wyglądała dobrze i nic nie świadczyło o tym, że miało się coś zmienić. Przegrywali wojnę, chociaż żaden z nich nie chciał się do tego przyznać nawet, a może raczej szczególnie przed samym sobą.
- Przecież dobrze wiesz – skierował swoje oczy w stronę bruneta siedzącego po turecku naprzeciwko niego. – Pająków, głębokiej wody i igieł. Głównie igieł.
Chłopak pokręcił głową z dezaprobatą.
- Nie o to mi chodzi. Czego boisz się tak naprawdę, Gerard?
Czerwonowłosy skrzywił się nieznacznie, słysząc swoje stare imię. Nie lubił, gdy ktoś używał go w czasach, w których wolał pozostać anonimowym lub kryć się pod pseudonimem. Tak było bezpieczniej, a on starał się zachować wszelkie środki ostrożności. Z drugiej jednak strony w promieniu pięćdziesięciu mil nie było poza nimi żywej istoty. No może wyłączając zmutowane wersje grzechotników, które pojawiały się wszędzie.
Wyciągnął bladą dłoń w stronę chłopaka. Delikatnie odgarnął mu kilka ciemnobrązowych kosmyków, które zbłądziły na jego lepkie od potu czoło, po czym pogładził go opuszkami palców po policzku. Brunet przymknął oczy, delektując się pieszczotą.
- Frankie – szepnął czule, wpatrując się w jego twarz. – Boję się tego, co może przynieść przyszłość. Tego, co jest nieuniknione. Ale przede wszystkim tego, że któregoś dnia się zmienię, że osoba, którą jestem teraz przestanie istnieć, tak samo, jak przestał istnieć stary Gerard Way kiedy rozpętała się ta cholerna wojna – przerwał na chwilę, odrywając dłoń od policzka Franka tyko po to, by ułożyć ją na szczupłym ramieniu i przysunąć się do niego bliżej. – Boję się też, że te proste czynności, podczas których moje serce bije szybciej przestaną sprawiać mi przyjemność i przestanę czuć cokolwiek.
Kończąc zdanie, przyciągnął drobne ciało chłopaka do siebie i złożył na jego ustach delikatny pocałunek, który zakończył tak szybko, by tamten nie miał czasu na niego odpowiedzieć. Trwali przez chwilę w takim ułożeniu, twarz przy twarzy tak blisko, że ich oddechy mieszały się ze sobą. Mogli oddychać tym samym powietrzem. Było im okropnie gorąco, słońce raziło w oczy Gerarda, ale mimo to nie zrezygnowali z bliskości, która dawała im poczucie bezpieczeństwa. - A ty? Czego się najbardziej obawiasz? – zapytał w końcu czerwonowłosy, powracając do gładzenia policzka ukochanego.
Odpowiedź Franka była oczywista, jak i oczywiste było to, co czuł do starszego chłopaka. W tym pokręconym, pogrążonym w wojnie świecie był pewien tylko jednego.
- Że kiedyś cię stracę, Gee – odruchowo pokierował swoje spojrzenie na intensywnie zielone tęczówki. – Nie chcę cię stracić, nigdy. A BL/ind mi ciebie kiedyś zabierze. Korse poluje na nas wszystkich, ale to ty jesteś jego głównym celem.
Gerard był zdziwiony tym, jak wiele emocji brzmiało w głosie jego ukochanego. Jak bardzo pewny był swoich słów. Jakby widział przyszłość, a ona nieuchronnie się zbliżała, by ich rozdzielić. Takie chwile słabości zdarzały się Frankowi niezwykle rzadko. Na co dzień był nieustraszonym Fun Ghoulem, miotającym pociski na prawo i lewo ze swojego zielonego rayguna. Fun Ghoulem, który potrafi powalić Draculoida jednym ciosem. Jeszcze wcześniej, zanim świat uległ gwałtownym zmianom był szalonym gitarzystą pewnego niezbyt znanego punkrockowego zespołu, który powoli stawał się rozpoznawalny na scenie underground. Zawsze był nieustraszony, nieosiągalny dla zła tego świata. Niesamowity w swojej inności. Ale przychodziły momenty takie, jak ten, kiedy to wszystkie emocje zdawały się z niego wylewać, a młody Iero pozwalał sobie nawet na łzy. I właśnie to wszystko Gerard w nim kochał. Każdą zmianę, jaka w nim zaszła od momentu, w którym się poznali. Tego chłopaka, którym był kiedyś, oraz tego, który siedział przy nim w tej chwili. Kochał jego całego.
Pozwolił ukochanemu wtulić się w swoją pierś, jedną dłonią gładził jego plecy, a drugą wplótł we włosy.
- Nie złapią nas, nie damy się – jego kojący szept dotarł do uszu bruneta.
Lekko kpiący uśmiech wstąpił na usta Fun Ghoula.
- Tego nie wiesz – szepnął równie cicho.
- Dopóki cię kocham, poradzimy sobie ze wszystkim. Obiecuję.
- Dopóki ja kocham ciebie – tym razem uśmiech Franka był szczery. – Składamy obietnice, których możemy nie być w stanie dotrzymać, wiesz o tym?
- Wiem. Ale będziemy się o to martwić później – rozejrzał się dookoła. Słońce powoli, acz nieubłaganie chyliło się ku zachodowi. Niedługo miała nastać noc, a temperatura spaść poniżej zera. – Chodź, zbierajmy się już. Dr. Death Defying na nas czeka.
-------------------------------------------------------------------------------------------
no to ten, nie porzygaliście się tęczą? bo ja trochę tak.
cześć, tak w ogóle. gdzie moje maniery? przedstawiam prolog mojego tworu, pierwszego, napisanego samodzielnie, pełnometrażowego frerarda. może nie będzie aż tak źle jak zarówno mnie, jak i zapewne Wam, się wydaje. ale nie dajcie się zwieść, takie słodzenie to tylko tak z początku. Bigos i Ann już się trochę naczytały i nasłuchały i mówią, że może być (mówią, że jest fajne, ale ćśiii, ja mam nieco inne zdanie), więc możne i szerszemu gronu przypadnie do gustu. notka dzisiaj, bo jutro sobie wyjeżdżam na tydzień (buhahahaha, jak widać fart mnie nie opuszcza, z tym głupim i szczęściem to chyba na serio prawda, nie będzie mnie na zakończeniu roku szkolnego <3), pewnie nie będę miała dostępu do internetu etc, etc. wiec czytajcie i jarajcie się, póki jest czym. no, chyba się już nagadałam. nie wiem, kiedy następny, wrzucę, jak tylko go skończę, I promise.
a teraz idę wykonywać różne dziwne czynności związane z pakowaniem walizki.
xoxo
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tak jak już Ci wspominałam, ja porzygałam się tęczą <3 Nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału tym bardziej, że zdradziłaś mi co będzie się w nim działo ^^ Mam nadzieję, że ruszysz dupę i dodasz go jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńAnnabeth
He he, witam ujebaną rękę! XD
OdpowiedzUsuńProlog bardzo mi się podoba, a rzyganie tęczą od czasu do czasu, wcale nie jest aż takie złe ;P Ja chcę kolejne części, mam strasznego smaka na przeczytanie tego, więc ty jako autorka masz mi to w niedługim czasie umożliwić xD Nom, ogólnie to fajnie napisane, lekko się czyta (nie tak jak moje gnioty), a takie opowiadania naprawdę bardzo lubię czytać. A poza tym frerard, więc jeszcze mocniej kusi, by przeczytać ;D Okej... to chyba tyle. Nawet w miarę składnie ci wszystko streściłam, co miałam napisać 0.0
Okej, żegnam się!
xoxo
Bigos
ASdvbngmlfdsan bdfnkl;lrwmkam fhojipkarwe,sjkl rgtmrykoetlpawjksbdhjrewkqlmrnjsbjklasabhvcgfuijhbcv xdfsrtfjuiknb vcxserdtyuhjbn cvxdfsrett56uyijhknbvcxdfsertyuijknbvc xsder5t76yuijhnb vcder5t6uyhbvcdert567yuhbv cfdrt56y7uhjnbvcfrtyuijhnbvc
OdpowiedzUsuńluw yu.
Witaj, witaj,
OdpowiedzUsuńdopiero natrafiłam na Twój blog... prolog bardzo mnie zaciekawił i już nie mogę się doczekać rozdziału... wspaniale piszesz, zaciekawiasz do dalszego czytania...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Łoo, fajne! Wreszcie Frerard z ery DD. Bardzo podoba mi się to, że od początku są razem. To sprawia, że całość jest taka słodka i kochana. No dobra, pomińmy to, że panuje wojna. Potrzebowałam dzisiaj takiej dawki cukru dla mózgu :D. Jedyny błąd, który znalazłam, to "gitarzystom". Jeśli rzeczownik jest w narzędniku (kim? czym?) to występuje końcówka -ą. -Om natomiast stosuje się w celowniku (komu? czemu?) liczby mnogiej, np. przyglądam się kwiatom, sąsiadom itp. To taka mała wskazówka (moje lingwistyczne zainteresowania wzięły górę, hehe xD). Czekam na pierwszy rozdział!
OdpowiedzUsuńxoxo Kot
Poprawione ;) Widać i ja i Ann musiałyśmy to przeoczyć, dziękuję za wynalezienie tego.
UsuńMi też często brakuje frerardów o killjoysowej tematyce, a bardzo je lubię. A cukrem na początku się nie sugeruj.
xoxo
Wiesz, po zerknięciu na samą nazwę stwierdziłam, że wchodzę bo mój zrąbany móżdżek lubi takie rzeczy. I polubił, bardzo, bardzo.
OdpowiedzUsuńProlog pierwsza klasa, może i słodki ale świetny.