piątek, 12 lipca 2013

Doubts - Rozdział I

- Geeeraaaard! – jęknął przeciągle, czując, jak członek jego partnera zagłębia się w nim po raz kolejny. A potem kolejny, i kolejny.  Jego jęki były tylko głośniejsze, w głosie słychać było ekstazę, która ogarniała jego wyginające się w łuk ciało. W końcu do jego głosu dołączył głos kochanka, który z każdą chwilą sprawiał im obu coraz większą przyjemność. Frank wplótł palce w czerwone włosy, po czym przyciągnął twarz Gerarda do swojej, by móc bez problemów wpić się w jego zachłanne usta, które do tej pory bez celu błądziły po jego szyi i szczęce. Przez to chciał chociaż odrobinę zagłuszyć dźwięki, które wydobywały się z ich sypialni i które musiała słyszeć cała szkoła. Jednak nie na wiele  się to zdało. Obaj byli jak w transie, przestali kontrolować swoje ruchy, liczyło się tylko zaspokojenie siebie i partnera oraz chwila, która dla nich obu mogłaby trwać wiecznie.
- Frankie… - przerywany głos Gerarda dotarł do jego uszu. Nawet nie wiedział, kiedy czerwonowłosy zdążył oderwać się od jego ust. – Frankie! – tym razem krzyknął. Brunet poczuł, jak po jego wnętrzu rozchodzi się ciepła, lepka substancja, jednak jego kochanek nie poprzestał na swoim orgazmie i wciąż pracował na ten Iero, energicznie unosząc biodra, wkładając w silne pchnięcia całą energię, jaka w nim jeszcze pozostała. Przestał dopiero wtedy, kiedy krzyk chłopaka przeszył pomieszczenie.
   Nie opuszczając jego wnętrza, opadł na drobne ciało bruneta, wtulając twarz w zagłębienie nad obojczykiem. Słuchał, jak ich oddechy w bardzo powolnym tempie zwalniają i stają się bardziej regularne. Potem bardzo delikatnie wyszedł z niego. Zmienili pozycję w taki sposób, żeby było im wygodniej i znów wtulili się w siebie nawzajem.
- Wszystko w porządku? – zapytał cicho Way. Frank uśmiechnął się, słysząc troskę, z jaką się do niego zwracał. Musiał przyznać, że Gerard nieraz bywał irytujący w tym całym troszczeniu się, ale w gruncie rzeczy bardzo mu to schlebiało. Czuł się wyjątkowy właśnie przez to, że tylko do niego zwracał się w taki sposób. Oczywiście troszczył się też o innych, o brata, resztę oddziału, w pewnym sensie również o wszystkich Killjoysów, ale dreszcz go przechodził na samo wspomnienie tego wyjątkowego tonu, zarezerwowanego tylko i wyłącznie dla niego.
- Bardzo – Ghoul z niemałym trudem wyplątał się z uścisku kochanka i ześlizną na panele.  Podszedł do uchylonego okna balkonowego. Chłodne, nocne powietrze owiało jego spoconą twarz, co wywołało u niego delikatny, ale przyjemny dreszcz. Wziął z parapetu napoczętą paczkę papierosów, wyjął jednego i zapalił, uśmiechając się przy tym błogo. Przez cały ten czas Gerard uważnie mu się przyglądał. Jego drobna sylwetka, umięśnione plecy, seksowne pośladki,  nienaturalnie blada w blasku księżyca skóra, oraz pokrywające ją tatuaże, ciemne włosy opadające na kark, to wszystko wprawiało Gerarda w niemy zachwyt. Mógłby leżeć tak całymi godzinami, wpatrując się w odwróconego tyłem ukochanego, jednak jeszcze bardziej pragnął go mieć znów przy sobie. Wtedy Frank obrócił się, a jego miodowe tęczówki płonęły. Wspiął się z powrotem na materac, trzymając papierosa między zębami. Kiedy ułożył się już wygodnie, podał go Gerardowi, który wciąż przyglądając się brunetowi kilkakrotnie zaciągnął się dymem. Iero  wyciągnął mu niedopałek z pomiędzy palców i zgasił go w szklance z wodą stojącej na szafce nocnej. Czerwonowłosy spojrzał ponownie w jego oczy, w których dostrzegł pożądanie. Widać chłopak nie zamierzał ukrywać tego, że jest znów napalony. Way wciąż nie mógł się nadziwić temu, jak pięknie jego chłopak wyglądał w takich chwilach. Bardzo chciał mu to powiedzieć. – Jesteś piękny, Gee  - przeszedł go dreszcz, kiedy brunet wyszeptał  słowa, które przed chwilą sam chciał wypowiedzieć,  wprost do jego ucha, niemal go przy tym dotykając. Dłoń Franka powędrowała przez klatkę piersiową Poisona, potem brzuch, zatrzymując się na podbrzuszu i gładząc je delikatnie. – Podniecasz mnie Gee, chcę cię jeszcze raz – szepnął, a mężczyzna poczuł, jak krew spływa po raz kolejny w dolne partie jego ciała. Dokładnie te, na których spoczywała ręka Iero. Poruszył nią, drażniąc jego członka, na co ten jęknął.
- Tobie zawsze jest mało – Gerard uśmiechnął się, pociągając Franka tak, żeby na nim leżał i nakrywając ich kołdrą.
 
***

     Był kolejny upalny dzień z rodzaju tych upalnych, nudnych dni z których każdy wydaje się taki sam i ciągnie w nieskończoność. Cóż, Gerardowi ostatnio każdy dzień wydawał się właśnie taki. Właściwie od kiedy nastała ta przeklęta wojna, ale zaczął odczuwać to bardziej dopiero wtedy, kiedy został zesłany do miejsca, w których szkolono młodych Killjoysów. Można by było nazwać to szkołą, aczkolwiek pod każdym możliwym względem przypominało raczej obóz letni, na którym to dzieciaki biegają, skaczą, uczą się strzelać, rzucać różnymi przedmiotami i po prostu się bawią. Ale formalności pozostają formalnościami, dlatego w kręgach biorących czynny udział w walce nazywano to po prostu szkołą. Bo i na co komu logika? On i jego oddział byli jednymi z pierwszych.  Pomagali stworzyć całą ideę walki z BL/ind’em, dlatego ich szkoleniem nie bardzo się przejmowano. Wszystko, co wiedzieli i czego się nauczyli opierało się na tym, co osiągnęli już w walce, jednakże nie chcieli dopuścić do tego, żeby następni rekruci byli narażeni na takie nieprzyjemności. Dlatego też założono tę szkołę, by młodzi nie popełniali błędów poprzedników, uczyli się tego, czego starszym udało się dowiedzieć. Dr. Death Defying popierał ten pomysł, a na nauczycieli wybierał dobrych Killjoysów, ale tylko takich, którzy byli najbardziej poszukiwani przez Korse i jego świtę w białych uniformach.  I właśnie między innymi z tego powodu się tam znalazł.
   Bądźmy szczerzy, Gerard zjebał sprawę na całej linii. Nie dość, że z jego winy stracili małą Grace, w której leżała cała nadzieja na powstrzymanie BL/ind’u, to jeszcze do tego dał się rozpoznać. I nie tylko siebie, bo razem z nim w akcji brał udział cały jego oddział. Oni też byli narażeni na zwiększony gniew Korse. Był zbyt pewny siebie, przez głupią, z pozoru banalną misję stał się najbardziej poszukiwanym Killjoysem w całej Ameryce Północnej,  na czym, bynajmniej, nie zależało mu ani trochę. Został uziemiony, dla własnego bezpieczeństwa, przez swoją własną głupotę. Nie mógł sobie tego wybaczyć. Oczywiście żaden z jego towarzyszy broni nie pozwalał mu wziąć winy tyko na siebie, w końcu siedzieli w tym wszyscy razem, aczkolwiek on znał prawdę. To on był dowódcą, on zawinił najbardziej.
   Już nawet zaczął się powoli przyzwyczajać do nowego stanu rzeczy. Prawda, musiał siedzieć w miejscu i użerać się z rozhulaną młodzieżą, której pojęcia cisza i spokój były najwyraźniej obce. W końcu czego mógł się spodziewać po grupie, w której mieszało się wiele subkultur? Ale były i dobre strony tego wszystkiego. Wreszcie miał czas na to, by odpowiednio zająć się Frankiem. Od pewnego czasu ukradkowe całusy, uściski i szybki, ostry seks w różnych dziwnych,  wyludnionych miejscach przestały im wystarczać, ale był jedynymi oznakami miłości, na jakie mogli sobie pozwolić, będąc na misji. Wraz z uziemieniem ich, to wszystko zmieniło się na wspólną sypialnię, zasypianie i budzenie się w ramionach ukochanego i długie noce pełne czułości. Z resztą za dnia też nie musieli się zwykle z niczym kryć. Wszyscy mieli świadomość tego, że są ze sobą, toteż już nikogo nie dziwił fakt, że przychodzą na śniadanie ze splecionymi dłońmi. Stało się rutyną, ale taką przyjemną, bez której Gerard nie umiałby już żyć. Cieszyła go też tolerancja dla innych, jaka ogarniała to miejsce, które w pewnym sensie stało się szkołą życia. I nie tylko dla tych dzieciaków, dla Gerarda też. Zaczął się uczyć pokory, cierpliwości. W końcu bez tych cech trudno jest cokolwiek przekazać młodzieży, która miała go za bohatera.
   Ze świata kłębiących się pod czaszką myśli wyrwał go głośny wybuch. Aż podskoczył na ten dźwięk.
- No i co ty do cholery robisz, Green? – zza maski samochodu wyłoniła się umazana sadzą twarz dziewczyny o niebiesko-fioletowych, długich do ramion włosach, do której najwyraźniej należał wzburzony głos. Z wypisaną w oczach rządzą mordu zaczęła wycierać twarz rękawem, co spowodowało tylko to, że sadza rozmazała się jeszcze bardziej. Gerard mimo wszystko parsknął śmiechem. – I z czego rżysz, Poison? To nie jest zabawne, ani trochę. Ta kaleka właśnie wysadziła akumulator – wskazała z wyrzutem palcem w stronę drugiej, niższej dziewczyny, nadal stojącej za maską auta, z kluczem francuskim w ręku. Bynajmniej, nie wyglądała lepiej od swojej towarzyszki.
- Ja wysadziłam?! No co ty nie powiesz, Cat! Kto wymyślił dolewanie płynu hamulcowego, nie mając pojęcia, jak się za to zabrać i co odkręcić? – pomachała kluczem, niebezpiecznie zbliżając się  do Cat i Gerarda.
- Aha, czyli to wszystko moja wina, tak? Bo to ja jestem ta zła i zawsze wszystko idzie na mnie!
   Gerard szybko poderwał się z miejsca, wchodząc miedzy dziewczyny, które rzucały sobie nawzajem złowrogie spojrzenia. Postanowił to zakończyć, zanim dojdzie do rękoczynów. Rzucił ukradkowe spojrzenie na auto, spod którego maski wciąż wydobywał się dym, ale już w mniejszym stopniu.  Czyli przynajmniej jedna z groźnych sytuacji opanowała się sama. Miał przeczucie, że z drugą nie pójdzie tak łatwo…
   W gruncie rzeczy je lubił. Green Unicorn i Cat Eater były chyba najbardziej wybuchowym  duetem, jaki miał okazję przebywać w tej szkole. Pomijając fakt, że nie były bliźniaczkami, zachowywały się niemal jak Fred i George z sagi o Harrym Potterze. Dzień nie był by dniem, gdyby nie zrobiły nikomu chociaż jednego, maleńkiego psikusa, nie pokłóciły się, rzucając w siebie różnymi przedmiotami, nie zepsułyby czegoś, ani nie wysadziły czegoś w powietrze. Albo nie zwinęły auta, żeby pojeździć sobie po pustyni. Ani nie grzebały Gerardowi w sprawozdaniach z misji. Ani nie zrobiły jakiejkolwiek innej, dziwnej, denerwującej rzeczy, bez której dzień byłby nudny. Z tego, co mężczyzna zdążył zauważyć, były najlepszymi przyjaciółkami już zanim trafiły do tej szkoły i od tamtej pory chyba nic się w nich nie zmieniło. No może poza tym, że biegały szybciej i strzelały bardziej celnie. Można też było śmiało je podpiąć pod niepoczytalne, biorąc pod uwagę pomysły, jakie wpadały im do głowy i które bez skrępowania były gotowe zrealizować. Iście zabójczy duet.
- I co ja mam z wami zrobić? - zapytał, starając się zabrzmieć groźnie. - Ile razy mam wam powtarzać, że nie wolno wam się zbliżać do żadnego z pojazdów bez wyraźnej zgody przełożonego? To mogło się skończyć dużo gorzej!
   Jego słowa zostały skwitowane jedynie prychnięciem  blondynki i wybuchem sarkastycznego śmiechu ze strony jej przyjaciółki.
- Masz nam za złe to, że wysadziłyśmy...
- Prawie wysadziłyśmy - Green poprawiła Cat.
- Właśnie. Jesteś na nas zły bo PRAWIE wysadziłyśmy TWÓJ wózek, tak? - dopytywała się niebieskowłosa, z naciskiem na określenie właściciela auta.
- Zły? Cat, spójrz na niego! Jego wzrok mógłby zabijać! - zaśmiała się blondynka.
- Całe szczęście, że jesteśmy nieśmiertelne - zawtórowała jej przyjaciółka.
   Gerard patrzył na nie zaszokowany. Jeszcze pół minuty temu niemal rzucały się sobie do gardeł, a teraz najzwyczajniej w świecie się z niego nabijały!
- Wystarczy! Zachowujcie się przez chwilę poważnie - warknął. - Co z tego, że prawie? Mogłyście wysadzić w powietrze nie tylko samochód, ale i pół szkoły.
- Mogłyśmy - przytaknęła niebieskowłosa.
- Ale tego nie zrobiłyśmy. Liczy się efekt końcowy, nieprawdaż? - Green Unicorn obróciła w ręce klucz francuski, kierując go oskarżycielsko w stronę Gerarda.
   Mężczyzna powoli zaczął tracić do nich cierpliwość. Na wszystko potrafiły znaleźć jakiś cholerny argument, który nie musiał być nawet do końca logiczny. Wystarczyło to, że najzwyczajniej w świecie nie umiał go podważyć. W konwersacji z nimi zawsze stało się na przegranej pozycji, nie ważne, czy była mowa o ostatnim naleśniku podczas śniadania na stołówce, czy o tym, kto rozpętał drugą wojnę światową. Miały rację i już. Westchnął zrezygnowany.
- Poza tym, ten wózek - nakreślił palcami cudzysłów w powietrzu - nie jest mój, tylko nas wszystkich.
- Ehe, jasne. Bo jeszcze ci uwierzymy. Myślisz, że nie widziałam, jak co wieczór przesiadujesz w garażu i coś przy nim grzebiesz? Albo polerujesz tapicerkę na błysk? - Cat okrążyła Gerarda, wymownie unosząc brwi.
- Odkąd tu przebywamy auto weszło w mienie szkoły. Co nie znaczy, że mi się to podoba - wycelował palcem w miejsce, w którym jeszcze sekundę temu stała niebieskowłosa. Teraz znajdowała się już za plecami przyjaciółki.
- To zrozumiałe - pokiwała głową niższa dziewczyna. - Też bym była przywiązana do auta, gdybym robiła na jego tylnym siedzeniu takie rzeczy ze swoim chło...
   Nie zdążyła dokończyć, bo Cat szturchnęła ją w ramię.
- Och zamknij się zboczeńcu! - skarciła ją. Chyba dopiero po chwili do niej dotarło, co powiedziała, bo jej policzki pokryły się szkarłatnymi rumieńcami, co wywołało wybuch śmiechu u jej przyjaciółki. Gerard patrzył na nie nieco speszony, nie miał pojęcia, jak się zachować. - Nie przejmuj się nią, ona tak zawsze - dziewczyna poklepała Poisona po ramieniu, starając się opanować nagły napad wesołości.
- I co ja mam z wami zrobić? - w końcu pokiwał głową z rezygnacją, a jego czerwona czupryna zafalowała na wietrze. - Zabić szkoda, a dać wam żyć się boję. Spadajcie stąd, doprowadzę auto do porządku - ponaglił je gestem dłoni, żeby zniknęły mu z oczu zanim zmieni zdanie i jednak wymyśli jakąś pracę w ramach kary. Jednak miał głęboką świadomość tego, że mogłoby się to skończyć gorzej, niż tym razem.
   Cat pociągnęła swoją nadal oszołomioną przyjaciółkę za łokieć, szepcząc coś, czego Gerard nie dosłyszał i zaśmiewając się co chwila. Jakoś nie miał jej tego za złe. W szkole dla Killjoysów nie było jakiegoś znaczącego podziału na uczniów i nauczycieli, tak, jak w normalnym liceum. Wszyscy byli równi, ci bardziej doświadczeni po prostu dzielili się swoją wiedzą z tymi, którzy jej potrzebowali, ale mimo wszystko świadomość, że dwie młodsze od niego dziewczyny wiedzą o jego życiu intymnym więcej niż pozostali budziła w nim dziwny niepokój, ale i rozbawienie.
   Obszedł auto dookoła, powtórnie oceniając straty, podrzucając przy tym kluczem francuskim. Z westchnieniem zabrał się za grzebanie pod maską. Dolał płynu hamulcowego tam, gdzie było jego miejsce (na pewno nie rozgrzanym akumulatorze), dokręcił to, co było trzeba, a potem wytarł dłonie o tył swoich spodni, na których pewnie pozostały długie, ciemne smugi. Miał jeszcze ochotę umyć maskę, na której został wymalowany wielki czarny pająk, a potem zrobić to samo z przednią szybą, jednak głos brata skutecznie odwiódł go od tego pomysłu.
- Gerard, do cholery! - warknął wysoki, szczupły blondyn, podbiegając do czerwonowłosego, który obrócił się do niego z rządzą mordu w oczach.
- Proszę cię po raz setny, nie mów do mnie po imieniu.
   Mikey tylko machnął ręką, zupełnie ignorując nieprzyjemny ton głosy brata.
- Szukam cię wszędzie, pospiesz się. Dr. Death Defying nadaje komunikat w radiu - ciągnął pełnym emocji głosem. - Wątpię, żeby ci się spodobał.
____________________________________________________________

no kuźwa no, zjadło mi notkę od autorki -,- jebany blogspot.
w skrócie: opowiadanie nie będzie miało więcej rozdziałów niż 8 + prolog i epilog, nie wiem, kiedy pojawi się następna notka, bo dalej nie mam laptopa (R.I.P.), z dedykiem dla Annabeth, bo powiedziała, że mnie zgwałci jak nic nie dodam i dla Zombies, którą demoralizuję.

xoxo

7 komentarzy:

  1. I jest frerard, moje życie nabrało sensu <3 Co tam, że z grubej rury, naprawdę nieźle ci idzie pisanie. Serio, strasznie mi się podoba. Dialogi wcale nie wyszły ci sztuczne, a przynajmniej ja niczego takiego nie zauważyłam ;D Green Unicorn i Cat Eater totalnie rozwaliły system, lałam z tego (chociaż autu trochę współczułam xD), do tego jeszcze speszyły Gerarda przez co suszyłam ząbki dobre kilka minut *,* Jest moc, mówię ci - mnie się podoba! Nie mogę się już doczekać kolejnej części ;P

    PS: Pośladki Frania... mam nad czym się rozmarzać przez kolejne godziny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie seksy zawsze mile widziane, jednak nie spodziewałam się, że napiszesz tylko 8 rozdziałów tej historii :< Nie można mieć wszystkiego. Spodobała mi się ta historia, mimo że stosunek do killjoysowych opowieści mam mieszany ze względu na sporą ich ilość, przez którą przebrnęłam. Nie wszystkie były Frerardami - TO PEWNIE DLATEGO! A do Frerardów sentyment mam wielki :3

    Zauważyłam kilka powtórzeń... Chyba głównie ze słowem 'bardzo' i 'jego'... A na reszcie błędów, jeżeli jakieś były, się nie skupiłam :C Za bardzo wciągnęła mnie treść. Jestem ciekawa komunikat o jakim przesłaniu pojawi się w następnym rozdziale! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. To boskie <3 chcę więcej już teraz dzisiaj ;_; świetne opowiadanie, nie przeyoadam ogólnie za killjoysowymi frerardami, ale to jest wyjątek <3



    +"warkną wysoki, szczupły blondyn"
    WarknąŁ xd


    OdpowiedzUsuń
  4. Ładnie dowaliłaś już w pierwszym zdaniu, no nie powiem. Ciekawy motyw, ciekawa jestem co wymyślisz dalej ^^ Będę czekać.
    Green Unicorn i Cat Eater? Hej, też chcę swoją postać mieć! A przynajmniej nadać imię jednej. Wygląda mi na to, że ktoś tu był mocno uprzywilejowany.
    Jeden błąd znalazłam - ześlizną

    ~ Alex

    OdpowiedzUsuń
  5. Już dawno powinnam napisać komentarz... Dziękuje za dedykację ;*
    Ostro się zaczęło, no ale nie będę ukrywała, że mi się to podoba. Zresztą doskonale o tym wiesz xd Rozdział zajebisty! Na tym zakończę ten marny komentarz, bo widziałaś moją reakcje jak to czytałam i wiesz, że byłam zachwycona tym rozdziałem ;)
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebistości nie da się ogarnąć, proste.
    Nie wiem co mam tu powiedzieć oprócz zajebiście, wow ale to takie przyziemnie i słabe ;/
    Green i Cat są lepsze niż Weasleyowie<33

    OdpowiedzUsuń

Image and video hosting by TinyPic