___________________________________
Nico nie wiedział, co ze sobą zrobić.
Kręcił się od burty do burty po pokładzie Argo II, pozwalając swoim myślom płynąć swobodnie, jednak to nie przynosiło ukojenia. Nie czuł się najlepiej z myślą, że jego przyjaciele błąkają się samotnie po Tartarze. To była jego wina. Nie Hazel, która stałą na drabince, nie Leona, który był zbyt zajęty załadunkiem Ateny Pertenos, by zauważyć, że dwie siódme załogi wpada właśnie w otchłań bez dna, tylko jego. Nie mógł nic zrobić, ale nie zdejmowało to w żadnym stopniu winy z jago barków. Za późno zareagował, to z jego winy Percy...
Wspiął się na maszt. Ostrożnie usiadł na jednej z belek, trzymając się mocno liny.
Od ucieczki z Obozu Herosów jego uczucia względem Percy'ego Jacksona nie zmieniły się ani trochę. Łudził się, że jeśli odejdzie, z czasem to osłabnie, jeżeli nie będzie go widział wystarczająco długo, może nawet całkowicie zniknie i któregoś pięknego dnia będzie mógł znów stanąć z nim twarzą w twarz, nie czując ostrego bólu w klatce piersiowej. Modlił się o to do wszystkich znanych sobie bóstw każdej bezsennej nocy. Nawet wędrując przez Tartar błagał bogów, by zniszczyli w nim cząstkę odpowiedzialną za tą miłość, chociaż wiedział, że Olimpijczycy go nie słyszą. Nigdy nie został wysłuchany.
Percy znów pojawił się w jego życiu. Znów go uratował. Który to już raz?
A Nico po raz kolejny go stracił. Nie wątpił w jego umiejętności; Percy był naprawdę świetnym herosem. Widział go w akcji wystarczającą ilość razy, by mieć pewność, że byle co go nie przestraszy. Ale to był Tartar. Nawet on sam, będąc dzieckiem Hadesa, prawie oszalał tam, na dole. Percy nie miał z Podziemiem nic wspólnego. Za to miał Annabeth.
Na wspomnienie jej imienia, żołądek Nico zwinął się w supeł.
Percy nie był tam sam, w przeciwieństwie do Nico. Mimo wielu okropności, jakimi miał uraczyć ich Tartar, dadzą sobie radę, bo mają siebie nawzajem. Półbóg gorąco w to wierzył. Już dawno zdał sobie sprawę z tego, że Percy Jackson nigdy go nie odwzajemni jego gorących uczuć, a nawet jeżeli jakimś cudem to się stanie, to nigdy nie będą razem. Od momentu, w którym to zrozumiał, jedynym, czego pragnął, było szczęście syna Posejdona.
Gdzieś w głębi siebie czuł, że Percy wciąż żyje. Że sukcesywnie zbliża się do Wrót Śmierci. Nico przysiągł mu, że doprowadzi załogę Argo II do Domu Hadesa i obietnicy zamierzał dotrzymać. Bez względu na cenę, jaką przyjdzie mu za to zapłacić.
Ciałem chłopaka wstrząsnął szloch. Nico di Angelo nigdy nie płakał, ale to wszystko zbyt mocno wyniszczyło jego psychikę. Najważniejsze, że był sam. Mógł sobie pozwolić na wszystko.
Wierzchem dłoni otarł słoną kroplę z policzka.
- Och, ojcze - wyszeptał ze ściśniętym gardłem. - Wiem, że twoja moc nie sięga do Tartaru, ale błagam cię, chroń ich, jeśli tylko zdołasz. Chroń go.
Cicha modlitwa na kilka chwil ukoiła jego sumienie.
Spojrzał w gwiazdy, które świeciły jasno na nocnym niebie i mimowolnie pomyślał o tym, że Percy nie może ich widzieć.
Czuł się nieco lepiej, schodząc pod pokład, by wreszcie zaznać zbawiennego snu.
***
Tak, jak się spodziewał, cena była wysoka.
Nigdy, nawet w najśmielszych snach, czy przebłyskach podświadomości nie przyszło mu do głowy, że byłby w stanie zdobyć się na coś takiego. To, co czuł było mocno zakorzenione w jego sercu; tak mocno, że nic nie zdołałoby owego uczucia wytrzebić. Nie wyobrażał sobie też, żeby jakiekolwiek inne mogło zająć jego miejsce. Po prostu - tak już było i miało pozostać. Ale do cholery, inni nie musieli o tym wiedzieć!
Jakoś przełknął fakt, że Thalia się domyśliła. Zawsze była bystrzejsza od tej całej hałastry herosów, jakich poznał w swoim życiu. Poza tym, po prostu jej ufał. Nie liczył się fakt, że była blisko z Percym. Wiedział, że nie piśnie słówka, dopóki Nico nie będzie gotów sam mu powiedzieć.
Jason nie był jak Thalia. Chociaż był jej bratem, brakowało mu jej wrażliwości, bystrości i jasności umysłu. Nico doszedł do wniosku, że takie dary posiadają tylko kobiety, w dodatku nieliczne. Próżno było ich szukać u mężczyzn.
Cholerny Grace! Że też musiał być wtedy z nim? To co innego, przyznać się do swoich uczuć przed samym sobą i Miłością w cielesnej postaci, a co innego mieć przy tym świadka, któremu nijak nie dało się wymazać całego zdarzenia z pamięci. Mimo wszystkich zapewnień syna Zeusa, Nico nie darzył go ani odrobiną zaufania. Teoretycznie wiedział, że Jason bez jego zgody nikomu nie powie o jego sekrecie. No właśnie, teoretycznie. Bo w praktyce cały czas czuł się niespokojny. Trochę jak wojownik, któremu wytrącono miecz, podczas trwającej w najlepsze walki. Odsłonięty i bezbronny. Z każdej strony mógł spaść na niego cios, co prawda nie miecza, ale słowa, trafiając w jego najczulszy punkt.
Od przeszło czterech lat jego życie było ciągłym unikaniem ciosów, budowaniem wokół siebie bariery ochronnej tylko po to, by nikt nie mógł przejrzeć jego umysłu. Chciał się tylko chronić. Znał społeczeństwo i jego podejście do tego typu spraw. Z drugiej strony jednak, znał też Percy'ego na tyle dobrze, by mieć pewność, że nie odtrąciłby jego przyjaźni tylko z powodu jego orientacji seksualnej. Ale gra toczyła się o dużo wyższą stawkę. W sumie, to toczyłaby się, gdyby miała na to jakiekolwiek szanse.
Jason nie miał prawa wiedzieć. To było bezpodstawne wtrącenie się w sferę uczuciową Nico, do której nikt, poza nim samym, nie powinien mieć wstępu. Syn Zeusa go za nic nie potępił, co więcej, obiecał mu pomoc. Ale Nico nie chciał żadnych braterskich gestów z jego strony. Chciał jedynie świętego spokoju.
Zdobyli berło Dioklecjana, co było ich głównym celem. Niezbędny magiczny artefakt do pokonania armii potworów u Wrót Śmierci leżał bezpiecznie w dłoniach Nico i to było najważniejsze.
To, że spotkanie z Kupidynem wiele go kosztowało, nie miało już żadnego znaczenia. Były ważniejsze sprawy do zrobienia, niż zamartwianie się. Póki Grace siedział cicho, jego tajemnica była względnie bezpieczna, a ratowanie dwójki uwięzionych w Tartarze herosów i zamknięcie Wrót Śmierci stanowiło priorytet.
A kiedy już to wszystko się skończy, pomyślał Nico, ściskając w dłoniach berło. Kiedy to się skończy, nie będzie rzeczy, która mnie powstrzyma przed powiedzeniem mu prawdy.
***
Nic złego nie ma w tym, że go kochasz, powiedziała mu kiedyś Thalia. Nigdy przed nikim by się do tego nie przyznał, ale wtedy jej uwierzył i utwierdzał się w słuszności tego za każdym razem, gdy na niego patrzył. Ciągnęło to za sobą ból, ale nawet on go nie zniechęcał. Tamtego dnia na wzgórzu w Obozie Herosów Córka Zeusa dała mu nadzieję, której trzymał się jak tonący kawałka belki.
Nic złego nie ma w tym, że go kochasz.
Nie był pewien, czy bardziej kocha, czy nienawidzi Thalię za to stwierdzenie.
Dały mu nadzieję, jakże złudną. Ale lepsze to, niż nic.
Teraz, kiedy znów siedział na tym samym wzgórzu, słowa dziewczyny tłukły się po jego głowie. I wiele innych słów. Czuł się, jakby minęły całe wieki od chwili, w której siedzieli tam razem i rozprawiali o uczuciach, kiedy w rzeczywistości upłynął ledwie rok. Pełen emocji i niebezpieczeństw rok, który odbił swoje piętno na wszystkich uczestnikach wyprawy do Starożytnych Krain. Każdy z pasażerów Argo II wyniósł z tej misji wiele ran, które miały się zabliźniać do końca życia, jednak w ostateczności osiągnęli swój cel - po raz kolejny ocalili świat.
Nico nigdy nie czuł się pełnoprawnym uczestnikiem tej wyprawy. Właściwie znalazł się tam z przypadku. Gdyby nie to, że pchał się do Tartaru, nie musieliby go ratować. A uciekł tam, ponieważ chciał trzymać się od Percy'ego jak najdalej. Gdyby tylko wiedział, że próbując się od niego uwolnić, wpędzi go w okropne tarapaty...
To wszystko już nie miało znaczenia. Percy wydostał się z Tartaru, wygrali wojnę z Gają, teraz miał nastąpić upragniony przez nich wszystkich czas pokoju. A Nico di Angelo złożył obietnicę nie tylko Thalii, ale i sobie. I już niedługo miał zamiar jej dotrzymać.
Poranek był rześki. Nad polami truskawek zebrały się resztki mgły, którą sukcesywnie rozwiewał wiatr ciągnący znad zatoki Long Island. Słońce stało już dość wysoko na pozbawionym choćby jednej chmurki niebie, ale mimo to Obóz zdawał się niemal opustoszały. Tylko z placu, na którym ustawiono domki słychać było dźwięki świadczące o tym, że herosi powoli szykują się do kolejnego dnia pełnego wyzwań. Już niedługo cała ta wesoła hałastra miała się potoczyć na śniadanie, niszcząc piękno chwili.
Nico lubił te poranne godziny, kiedy to cały świat zdawał się istnieć tylko dla niego. Kiedy jeszcze jako jedenastolatek uciekł z Obozu by samotnie tułać się po świecie, wczesne wstawanie i ciągła ostrożność były koniecznością. Z czasem weszło mu to w nawyk i teraz po prostu nie umiał spać dłużej, niż do wschodu słońca.
Miał przed sobą cały dzień. Cały dzień, który wydawał mu się ostatnim w jego życiu. Poprzedniego wieczora poprosił Percy'ego, żeby po kolacji się z nim spotkał. Ale to miało być dopiero wieczorem. Chciał dobrze wykorzystać te kilka godzin przed spotkaniem, a potem...
Potem Król Umarłych pójdzie na ścięcie, zaśmiał się z ironii, która nawet w jego własnej głowie zabrzmiała żałośnie.
Percy Jackson mógł nazwać się szczęśliwym człowiekiem. Wreszcie wszystko zaczynało się układać; pozbyli się Gai, doprowadzili do pokoju między dwoma obozami, w końcu wrócili do swoich domów cali i niemalże całkowicie zdrowi. Mógł wreszcie spotkać się z matką, a potem odpocząć kilka dni w ukochanym Obozie otoczony przyjaciółmi. Mógł spędzić trochę czasu ze swoją wspaniałą dziewczyną. Po tym wszystkim, co zdarzyło się w Tartarze, Annabeth stała się mu jeszcze bliższa, o ile to w ogóle było możliwe. Jednak stwierdzenie, że nic tak mocno, jak niebezpieczeństwo nie zbliża do siebie ludzi było prawdą. Teraz wszyscy byli bezpieczni. Tylko jedna, malutka, ciemna chmurka przysłaniała Percy'emu pełne słońce. I chyba nikogo nie dziwił fakt, że nosiła ona imię Nico di Angelo.
Tak, syn Posejdona się martwił. Ale nie tylko o Nico. Martwił się również o siebie i o swoje uczucia względem młodszego półboga, który stał się dla niego... Percy nawet dokładnie nie umiał określić, czym Nico się dla niego stał. Faktem jednak było to, że kiedy tylko chłopak pojawiał się w pobliżu, Percy'emu zależało, żeby być jak najbliżej niego, pokazać się w jak najlepszym świetle. Nie chciał tego, niektóre rzeczy po prostu przychodziły same, działy się naturalnie, jakby otaczanie di Angelo opieką, nawet jeżeli tamten sobie tego nie życzył, było zapisane w jego kodzie genetycznym. Zdziwił się, kiedy Grover wspomniał mu zaraz po ich powrocie że Starożytnych Krain, że Nico zadomowił się w domku Hadesa. Spodziewał się raczej, że chłopak będzie wolał być z siostrą w Obozie Jupitera, przez co nie widziałby go zbyt często, dlatego strasznie się ucieszył. Nie umiał nawet wytłumaczyć, dlaczego. Ani dlaczego Nico trzyma go na taki ogromny dystans. Przecież poniekąd tak było zawsze, ich relacje były bardzo dziwne, złożone. Wpłynęło na nie zbyt wiele czynników, by były jasne i klarowne, jednak po tym wszystkim, co razem przeszli, Percy miał nadzieję, że chłopak mu w końcu wybaczy. Ale z Nikiem nigdy nie było tak łatwo, jak z innymi. Nie sposób było odgadnąć jego intencji, zanim sam z własnej woli ich nie ujawnił. Może właśnie w tym tkwił problem. Może im bardziej Percy się starał, im mocniej adorował syna Hadesa, tym mocniej tamten się od niego odsuwał. Działali jak magnesy o takich samych biegunach.
Syn Posejdona był ogromnie zszokowany, kiedy ubiegłego wieczoru w trakcie kolacji Nico dosiadł się do jego stołu. Kilkakrotnie posyłał mu pytające spojrzenia, jednak tamten uparcie udawał, że ich nie dostrzega. Dopiero kiedy chłopak skończył swój skąpy posiłek, zaszczycił Percy'ego spojrzeniem.
- Możemy porozmawiać? - zapytał chłodno.
Percy przez kilka sekund wpatrywał się w Nico z otwartą buzią, co nie było zbyt przyjemnym widokiem, ponieważ na języku utkwiły mu resztki właśnie przeżuwanej pizzy. Szybko przełknął jedzenie. Był w niemałym szoku. To było pierwsze od dłuższego czasu zdanie, jakie syn Hadesa skierował bezpośrednio do niego.
- Jasne - mruknął, kiedy zdołał otrząsnąć się z otępienia wywołanego szokiem. - Mów.
- Nie teraz - powiedział szybko chłopak. - Jutro wieczorem, po zachodzie słońca. Bądź na plaży nad zatoką.
Po tych słowach wstał od stołu, wolnym krokiem przemierzył cały pawilon i zniknął w cieniu.
- Co jest z tobą i z Nico? - zapytała go jeszcze tego wieczoru Annabeth, kiedy po ognisku odprowadził ją pod domek Ateny. - Widziałam was na kolacji. Co się z nim dzieje?
- Nie wiem, Annie - Percy popatrzył na nią smutno. - Ale postaram się mu pomóc, jeśli będzie tego potrzebował.
Pocałował swoją dziewczynę w policzek i pozwolił zniknąć. Czekało na nią rodzeństwo, które koniecznie chciało jej coś pokazać. Szedł w kierunku swojego tymczasowego miejsca zamieszkania, kiedy nogi same go poniosły w stronę domku Hadesa. Stał na skraju placu; niewielki, ale pełen mrocznego majestatu. Wydawało się, że pomimo światła księżyca, które odbijało się w kamieniach, cały spowity jest cieniem. Chłodny, zamknięty, nieprzystępny. Zupełnie jak jego jedyny mieszkaniec.
Percy zastanawiał się, czego chciał od niego Nico. Równocześnie pragnął tego spotkania i się go obawiał. Przez całą noc dręczyły go niespokojne sny.
Teraz, kiedy stał w miejscu, w którym chłodne fale oceanu obmywały piasek wraz z jego stopami, czuł się jeszcze bardziej zaniepokojony. Lekka bryza poruszała jego włosami, kiedy wpatrywał się pełnymi obaw oczami w horyzont, za którym właśnie zniknęło słońce. Nawet dotyk słonej wody nie był w stanie go uspokoić.
- Przyszedłeś - usłyszał cichy głos za swoimi plecami. Głos, którego nie był w stanie pomylić z żadnym innym.
Obrócił się w stronę, z której dobiegał. Nico stał kilka metrów od niego, ubrany w czarny podkoszulek bez rękawów, który podwiewał wiatr. Jego włosy były w totalnym nieładzie, jakby przed chwilą wstał z łóżka. Podobnie jak Percy, był bosy. Kolejną rzeczą, jaka od razu rzuciła się Percy'emu w oczy było to, że chłopak nie miał ze sobą miecza, z którym nigdy się nie rozstawał. Jego oczy lśniły dziwnym blaskiem. We wnętrzu Percy'ego coś drgnęło; jeszcze nigdy go takiego nie widział.
- To chyba oczywiste. Poprosiłeś o spotkanie, więc jestem - powiedział równie cicho.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, w końcu Nico ustąpił i zrównał się z Percym. Teraz również i jego stopy muskały chłodne fale. Chłopak odchylił głowę lekko w tył. Nie odzywali się do siebie przez kilka kolejnych sekund wypełnionych przez szum wody i odgłosy lasu za ich plecami. W końcu syn Hadesa westchnął przeciągle.
- Możesz mi o wszystkim powiedzieć. Cokolwiek by się nie działo. Jeżeli masz jakiś problem, możesz się z nim do mnie zwrócić. Chcę ci pomóc - powiedział Percy na wydechu. Nie sądził, że tak deklaracja nie będzie chciała przejść przez jego gardło. Poczuł się lepiej, kiedy słowa w końcu zostały wypowiedziane. Skierował swój wzrok na Nico, którego spojrzenie utkwione było w horyzoncie.
- Chciałbym, żeby to wszystko było takie proste - do uszu Percy'ego dotarł w końcu jego głos. - Tak, jak w przyrodzie - chłopak swobodnym gestem wskazał morze. - Tutaj wszystko ma swoje miejsce. Po zachodzie słońca zawsze następuje wschód, tak samo, jak po przypływie odpływ. Wszystko jest naturalne i właściwe - zamilkł na chwilę, jakby szukając słów. Percy słuchał go uważnie, wpatrzony w drobną sylwetkę. - Czuję się wynaturzony. Jak śmierć. Niby należę do tego wszystkiego, uczestniczę, ale wszyscy woleliby, żeby mnie nie było. Chcieliby żyć wiecznie. Poniekąd tym właśnie jestem. Pytasz o mój problem, Percy - Nico obrócił się do niego. Blada twarz została wykrzywiona w grymasie cierpienia. - Czemu nie dostrzegasz, że to ty nim jesteś?
Percy'ego wmurowało. Jego szczęka niekontrolowanym gestem opadła w dół, ale szybko są zamknął. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Miał świadomość tego, że to, do czego pije Nico może się okazać czymś niezbyt dla niego przyjemnym, ale nie sądził, że po wszystkim, co się stało, chłopak nadal będzie uważał go za swój problem. Przecież zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby nie wchodzić mu w drogę. Nic z tego nie rozumiał. Dlaczego poprosił go o rozmowę, skoro najwyraźniej wciąż go nienawidził? Tylko po to, żeby go dobitnie utwierdzić w tym przekonaniu? Zabolało.
- Nie rozumiem - wyjąkał w końcu. - Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz, to...
Nico pokręcił z rezygnacją głową i przyciągnął Percy'ego do siebie, zmuszając do pocałunku. Ich wargi zetknęły się ze sobą z głośnym mlaśnięciem. Syn Hadesa lekko napierał na miękkie usta smakujące sokiem wiśniowym. Percy czuł się jednocześnie zażenowany i zadowolony. To było chyba najdziwniejsze doświadczenie w jego życiu - bycie całowanym przez Nico di Angelo. Wargi prześlizgujące się między jego własnymi były cudowne, ale nie był w stanie oddać pocałunku. Gdzieś na dnie jego świadomości - albo podświadomości - pojawił się obraz twarzy młodszego półboga. Obraz, którego nigdy nie był w stanie pozbyć się z głowy. Ciemne, niemal czarne oczy były wtedy przepełnione troską.
Pocałunek zakończył się równie szybko, jak się zaczął. Chłopak odepchnął go od siebie, automatycznie zakrywając usta dłonią. Jego twarz pokryła się rumieńcem.
- Już rozumiesz? - zapytał łamiącym się głosem. - Nie nienawidzę cię, Jackson. Nigdy cię nie nienawidziłem.
Oczy Percy'ego niemalże wychodziły z orbit. Już sam pocałunek był wystarczającą aluzją, ale wciąż nie mógł uwierzyć, że Nico daje mu wyraźnie do zrozumienia, że coś do niego czuje. Coś, czego czuć nie powinien i jedna stron Percy'ego krzyczała, żeby się wycofał. Żeby uciekł z tej przeklętej plaży, a potem unikał syna Hadesa tak długo, jak to będzie możliwe. Nico miał rację, to było nienaturalne. Ale z drugiej strony Percy doskonale go rozumiał. Wiedział, jak to jest odstawać od innych, a Nico nie tylko był herosem i synem Hadesa. Był jeszcze odmiennej orientacji. Nie, pod żadnym pozorem nie zasługiwał na potępienie tylko dlatego, że najwyraźniej się w nim zakochał. To wszystko dało się wyjaśnić, wszystko dało się...
- Rozumiem, Percy. Nie tego się spodziewałeś. Nie mogłeś wiedzieć, nie obwiniam cię o nic. Niczego od ciebie nie oczekuję. Po prostu uważam, że powinieneś wiedzieć - Nico mówił wolno, ważąc każde słowo. - I tak niedługo stąd zniknę. Zabawa się skończyła, czas poszukać rozrywki gdzie indziej. - odwrócił wzrok na niebo przybierające ciemnogranatową barwę. - Chyba już na mnie czas.
Chłopak zaczął się wycofywać. Zrobił to, co sobie obiecał, reakcja była taka, jakiej się spodziewał. Nic więcej nie mógł zdziałać, od początku stał na przegranej pozycji.
- Czekaj - głos Percy'ego był nienaturalny, jakby o oktawę wyższy. - Nico - jego oczy lśniły zupełnie innym blaskiem, który śmiało można było nazwać szaleństwem. - Nie chcę, żebyś myślał, że mam coś przeciwko temu, kim jesteś. To nie jest ważne, uwierz - przerwał na chwilę, oddychając głęboko. Syn Hadesa patrzył na niego wzrokiem przepełnionym złudną nadzieją. - To trochę szokujące. I poniekąd też dziwne. Nie spodziewałem się takich wyznań - spróbował przywołać na usta lekki uśmiech, ale wyszedł mu z tego grymas. Nico zdublował ten gest.
- Nie musisz nic mówić. Rozumiem. Nie chcę, żebyś widział we mnie wroga, ale chyba właśnie zaprzepaściłem szansę na bycie twoim przyjacielem.
- No troszeczkę - tym razem uśmiech Percy'ego był pełny i autentyczny. Sposób, w jaki Nico do niego mówił, w jaki na niego patrzył po prostu go rozczulał. W żaden sposób nie chciał go ranić, ani teraz, ani nigdy, ale wiedział, że musi.
Nico zawsze gdzieś tam był. Czy w rzeczywistości, czy na pograniczu podświadomości. Ratował mu życie zarówno świadomie, jak i nie mając o tym pojęcia. Percy nigdy nie zapomniał słów Syna Hadesa, jego cichego głosu i gorących zapewnień, że jest bezpieczny. I tak właśnie czuł się na plaży, stojąc obok niego. Po prostu bezpiecznie, jak nigdy, przy nikim innym. Jego dzikie instynkty wyostrzone podczas pobytu w Tartarze były przytłumione, żadne zagrożenie już nie istniało.
- Nie patrz na mnie w taki sposób - głos chłopaka wyrwał go ze swego rodzaju transu.
- Wybacz. Nie wiem, co robić, Nico. Namieszałeś mi w głowie - mruknął.
- Pozwól mi odejść - jego ton był stanowczy, ale miał w sobie nutkę cierpienia.
Nogi Percy'ego same poniosły go w stronę bruneta. Nie był do końca świadomy tego, co robi. Położył dłoń na jego ramieniu, obracając go w swoją stronę.
- To nie będzie takie łatwe. Nie chcę, żebyś odchodził.
Twarz Syna Hadesa znów pokryła się purpurą. Próbował skupić wzrok na swoich stopach, ale nie był w stanie. To niesamowite, co ten chłopak z nim robił. I to najwyraźniej nie zdając sobie z tego sprawy. W końcu skapitulował i spojrzał w tęczówki koloru morskiej zieleni. Nie było już dla niego ratunku.
Pozwolił przyciągnąć się do uścisku, ale zamiast wtulić się w ramiona starszego półboga, znalazł drogę do jego ust. Tym razem nie musiał czekać na odpowiedź, bo pojawiła się ona praktycznie od razu. Czuł się niesamowicie lekki, jak jeszcze nigdy. Miękkie wargi wyginały się pod naporem tych należących do niego. Wszechogarniający go zapach morza był tak intensywny, że kręciło mu się w głowie. Musiał się wesprzeć na oplatających go ramionach. Sam również pozwolił sobie na ułożenie dłoni na biodrach Percy'ego. Bardzo nie chciał tego przerywać. Wiedział, że może nie mieć okazji, by to powtórzyć, ale musiał też oddychać, jakkolwiek zabawną w tamtej chwili wydawała mu się ta potrzeba.
- Nie możesz mieć i mnie i jej - wyszeptał, oddychając ciężko. - Nie mogę tu zostać.
- To cię boli, prawda? - zapytał Percy, a Nico mógłby przysiąc, że jego mózg naprawdę jest z glonów. Bo kto normalny zadaje tak durne pytania?
- Nie kochasz mnie. Nigdy nie będziesz. To chyba jasne, nie sądzisz? - nie mógł się powstrzymać przed wypowiedzeniem tych słów z ironią.
- Skąd możesz wiedzieć, co czuję? - Percy odnalazł jego dłoń i splótł ich palce razem, nachylając się w stronę Nico tak, by mogli stykać się czołami.
- Nie mogę. Ale ty też tego nie wiesz. Dlatego pozwól mi odejść. Tak będzie najlepiej.
Szepcząc te słowa, mocno wtulił się w pierś Syna Posejdona. Nie obchodziło go już to, że ktoś mógłby ich zobaczyć. Miał gdzieś całą ziemię, Podziemie i Olimp. Nic już nie miało znaczenia, poza dłońmi Percy'ego ciasno oplatającymi go w pasie.
- Jutro - wyszeptał Percy w jego włosy. Przyjemny dreszcz przeszył całe jego ciało.
- Co jutro?
- Jutro pozwolę ci odejść.
Nic złego nie ma w tym, że go kochasz.
Nie był pewien, czy bardziej kocha, czy nienawidzi Thalię za to stwierdzenie.
Dały mu nadzieję, jakże złudną. Ale lepsze to, niż nic.
Teraz, kiedy znów siedział na tym samym wzgórzu, słowa dziewczyny tłukły się po jego głowie. I wiele innych słów. Czuł się, jakby minęły całe wieki od chwili, w której siedzieli tam razem i rozprawiali o uczuciach, kiedy w rzeczywistości upłynął ledwie rok. Pełen emocji i niebezpieczeństw rok, który odbił swoje piętno na wszystkich uczestnikach wyprawy do Starożytnych Krain. Każdy z pasażerów Argo II wyniósł z tej misji wiele ran, które miały się zabliźniać do końca życia, jednak w ostateczności osiągnęli swój cel - po raz kolejny ocalili świat.
Nico nigdy nie czuł się pełnoprawnym uczestnikiem tej wyprawy. Właściwie znalazł się tam z przypadku. Gdyby nie to, że pchał się do Tartaru, nie musieliby go ratować. A uciekł tam, ponieważ chciał trzymać się od Percy'ego jak najdalej. Gdyby tylko wiedział, że próbując się od niego uwolnić, wpędzi go w okropne tarapaty...
To wszystko już nie miało znaczenia. Percy wydostał się z Tartaru, wygrali wojnę z Gają, teraz miał nastąpić upragniony przez nich wszystkich czas pokoju. A Nico di Angelo złożył obietnicę nie tylko Thalii, ale i sobie. I już niedługo miał zamiar jej dotrzymać.
Poranek był rześki. Nad polami truskawek zebrały się resztki mgły, którą sukcesywnie rozwiewał wiatr ciągnący znad zatoki Long Island. Słońce stało już dość wysoko na pozbawionym choćby jednej chmurki niebie, ale mimo to Obóz zdawał się niemal opustoszały. Tylko z placu, na którym ustawiono domki słychać było dźwięki świadczące o tym, że herosi powoli szykują się do kolejnego dnia pełnego wyzwań. Już niedługo cała ta wesoła hałastra miała się potoczyć na śniadanie, niszcząc piękno chwili.
Nico lubił te poranne godziny, kiedy to cały świat zdawał się istnieć tylko dla niego. Kiedy jeszcze jako jedenastolatek uciekł z Obozu by samotnie tułać się po świecie, wczesne wstawanie i ciągła ostrożność były koniecznością. Z czasem weszło mu to w nawyk i teraz po prostu nie umiał spać dłużej, niż do wschodu słońca.
Miał przed sobą cały dzień. Cały dzień, który wydawał mu się ostatnim w jego życiu. Poprzedniego wieczora poprosił Percy'ego, żeby po kolacji się z nim spotkał. Ale to miało być dopiero wieczorem. Chciał dobrze wykorzystać te kilka godzin przed spotkaniem, a potem...
Potem Król Umarłych pójdzie na ścięcie, zaśmiał się z ironii, która nawet w jego własnej głowie zabrzmiała żałośnie.
Percy Jackson mógł nazwać się szczęśliwym człowiekiem. Wreszcie wszystko zaczynało się układać; pozbyli się Gai, doprowadzili do pokoju między dwoma obozami, w końcu wrócili do swoich domów cali i niemalże całkowicie zdrowi. Mógł wreszcie spotkać się z matką, a potem odpocząć kilka dni w ukochanym Obozie otoczony przyjaciółmi. Mógł spędzić trochę czasu ze swoją wspaniałą dziewczyną. Po tym wszystkim, co zdarzyło się w Tartarze, Annabeth stała się mu jeszcze bliższa, o ile to w ogóle było możliwe. Jednak stwierdzenie, że nic tak mocno, jak niebezpieczeństwo nie zbliża do siebie ludzi było prawdą. Teraz wszyscy byli bezpieczni. Tylko jedna, malutka, ciemna chmurka przysłaniała Percy'emu pełne słońce. I chyba nikogo nie dziwił fakt, że nosiła ona imię Nico di Angelo.
Tak, syn Posejdona się martwił. Ale nie tylko o Nico. Martwił się również o siebie i o swoje uczucia względem młodszego półboga, który stał się dla niego... Percy nawet dokładnie nie umiał określić, czym Nico się dla niego stał. Faktem jednak było to, że kiedy tylko chłopak pojawiał się w pobliżu, Percy'emu zależało, żeby być jak najbliżej niego, pokazać się w jak najlepszym świetle. Nie chciał tego, niektóre rzeczy po prostu przychodziły same, działy się naturalnie, jakby otaczanie di Angelo opieką, nawet jeżeli tamten sobie tego nie życzył, było zapisane w jego kodzie genetycznym. Zdziwił się, kiedy Grover wspomniał mu zaraz po ich powrocie że Starożytnych Krain, że Nico zadomowił się w domku Hadesa. Spodziewał się raczej, że chłopak będzie wolał być z siostrą w Obozie Jupitera, przez co nie widziałby go zbyt często, dlatego strasznie się ucieszył. Nie umiał nawet wytłumaczyć, dlaczego. Ani dlaczego Nico trzyma go na taki ogromny dystans. Przecież poniekąd tak było zawsze, ich relacje były bardzo dziwne, złożone. Wpłynęło na nie zbyt wiele czynników, by były jasne i klarowne, jednak po tym wszystkim, co razem przeszli, Percy miał nadzieję, że chłopak mu w końcu wybaczy. Ale z Nikiem nigdy nie było tak łatwo, jak z innymi. Nie sposób było odgadnąć jego intencji, zanim sam z własnej woli ich nie ujawnił. Może właśnie w tym tkwił problem. Może im bardziej Percy się starał, im mocniej adorował syna Hadesa, tym mocniej tamten się od niego odsuwał. Działali jak magnesy o takich samych biegunach.
Syn Posejdona był ogromnie zszokowany, kiedy ubiegłego wieczoru w trakcie kolacji Nico dosiadł się do jego stołu. Kilkakrotnie posyłał mu pytające spojrzenia, jednak tamten uparcie udawał, że ich nie dostrzega. Dopiero kiedy chłopak skończył swój skąpy posiłek, zaszczycił Percy'ego spojrzeniem.
- Możemy porozmawiać? - zapytał chłodno.
Percy przez kilka sekund wpatrywał się w Nico z otwartą buzią, co nie było zbyt przyjemnym widokiem, ponieważ na języku utkwiły mu resztki właśnie przeżuwanej pizzy. Szybko przełknął jedzenie. Był w niemałym szoku. To było pierwsze od dłuższego czasu zdanie, jakie syn Hadesa skierował bezpośrednio do niego.
- Jasne - mruknął, kiedy zdołał otrząsnąć się z otępienia wywołanego szokiem. - Mów.
- Nie teraz - powiedział szybko chłopak. - Jutro wieczorem, po zachodzie słońca. Bądź na plaży nad zatoką.
Po tych słowach wstał od stołu, wolnym krokiem przemierzył cały pawilon i zniknął w cieniu.
- Co jest z tobą i z Nico? - zapytała go jeszcze tego wieczoru Annabeth, kiedy po ognisku odprowadził ją pod domek Ateny. - Widziałam was na kolacji. Co się z nim dzieje?
- Nie wiem, Annie - Percy popatrzył na nią smutno. - Ale postaram się mu pomóc, jeśli będzie tego potrzebował.
Pocałował swoją dziewczynę w policzek i pozwolił zniknąć. Czekało na nią rodzeństwo, które koniecznie chciało jej coś pokazać. Szedł w kierunku swojego tymczasowego miejsca zamieszkania, kiedy nogi same go poniosły w stronę domku Hadesa. Stał na skraju placu; niewielki, ale pełen mrocznego majestatu. Wydawało się, że pomimo światła księżyca, które odbijało się w kamieniach, cały spowity jest cieniem. Chłodny, zamknięty, nieprzystępny. Zupełnie jak jego jedyny mieszkaniec.
Percy zastanawiał się, czego chciał od niego Nico. Równocześnie pragnął tego spotkania i się go obawiał. Przez całą noc dręczyły go niespokojne sny.
Teraz, kiedy stał w miejscu, w którym chłodne fale oceanu obmywały piasek wraz z jego stopami, czuł się jeszcze bardziej zaniepokojony. Lekka bryza poruszała jego włosami, kiedy wpatrywał się pełnymi obaw oczami w horyzont, za którym właśnie zniknęło słońce. Nawet dotyk słonej wody nie był w stanie go uspokoić.
- Przyszedłeś - usłyszał cichy głos za swoimi plecami. Głos, którego nie był w stanie pomylić z żadnym innym.
Obrócił się w stronę, z której dobiegał. Nico stał kilka metrów od niego, ubrany w czarny podkoszulek bez rękawów, który podwiewał wiatr. Jego włosy były w totalnym nieładzie, jakby przed chwilą wstał z łóżka. Podobnie jak Percy, był bosy. Kolejną rzeczą, jaka od razu rzuciła się Percy'emu w oczy było to, że chłopak nie miał ze sobą miecza, z którym nigdy się nie rozstawał. Jego oczy lśniły dziwnym blaskiem. We wnętrzu Percy'ego coś drgnęło; jeszcze nigdy go takiego nie widział.
- To chyba oczywiste. Poprosiłeś o spotkanie, więc jestem - powiedział równie cicho.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, w końcu Nico ustąpił i zrównał się z Percym. Teraz również i jego stopy muskały chłodne fale. Chłopak odchylił głowę lekko w tył. Nie odzywali się do siebie przez kilka kolejnych sekund wypełnionych przez szum wody i odgłosy lasu za ich plecami. W końcu syn Hadesa westchnął przeciągle.
- Możesz mi o wszystkim powiedzieć. Cokolwiek by się nie działo. Jeżeli masz jakiś problem, możesz się z nim do mnie zwrócić. Chcę ci pomóc - powiedział Percy na wydechu. Nie sądził, że tak deklaracja nie będzie chciała przejść przez jego gardło. Poczuł się lepiej, kiedy słowa w końcu zostały wypowiedziane. Skierował swój wzrok na Nico, którego spojrzenie utkwione było w horyzoncie.
- Chciałbym, żeby to wszystko było takie proste - do uszu Percy'ego dotarł w końcu jego głos. - Tak, jak w przyrodzie - chłopak swobodnym gestem wskazał morze. - Tutaj wszystko ma swoje miejsce. Po zachodzie słońca zawsze następuje wschód, tak samo, jak po przypływie odpływ. Wszystko jest naturalne i właściwe - zamilkł na chwilę, jakby szukając słów. Percy słuchał go uważnie, wpatrzony w drobną sylwetkę. - Czuję się wynaturzony. Jak śmierć. Niby należę do tego wszystkiego, uczestniczę, ale wszyscy woleliby, żeby mnie nie było. Chcieliby żyć wiecznie. Poniekąd tym właśnie jestem. Pytasz o mój problem, Percy - Nico obrócił się do niego. Blada twarz została wykrzywiona w grymasie cierpienia. - Czemu nie dostrzegasz, że to ty nim jesteś?
Percy'ego wmurowało. Jego szczęka niekontrolowanym gestem opadła w dół, ale szybko są zamknął. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Miał świadomość tego, że to, do czego pije Nico może się okazać czymś niezbyt dla niego przyjemnym, ale nie sądził, że po wszystkim, co się stało, chłopak nadal będzie uważał go za swój problem. Przecież zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby nie wchodzić mu w drogę. Nic z tego nie rozumiał. Dlaczego poprosił go o rozmowę, skoro najwyraźniej wciąż go nienawidził? Tylko po to, żeby go dobitnie utwierdzić w tym przekonaniu? Zabolało.
- Nie rozumiem - wyjąkał w końcu. - Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz, to...
Nico pokręcił z rezygnacją głową i przyciągnął Percy'ego do siebie, zmuszając do pocałunku. Ich wargi zetknęły się ze sobą z głośnym mlaśnięciem. Syn Hadesa lekko napierał na miękkie usta smakujące sokiem wiśniowym. Percy czuł się jednocześnie zażenowany i zadowolony. To było chyba najdziwniejsze doświadczenie w jego życiu - bycie całowanym przez Nico di Angelo. Wargi prześlizgujące się między jego własnymi były cudowne, ale nie był w stanie oddać pocałunku. Gdzieś na dnie jego świadomości - albo podświadomości - pojawił się obraz twarzy młodszego półboga. Obraz, którego nigdy nie był w stanie pozbyć się z głowy. Ciemne, niemal czarne oczy były wtedy przepełnione troską.
Pocałunek zakończył się równie szybko, jak się zaczął. Chłopak odepchnął go od siebie, automatycznie zakrywając usta dłonią. Jego twarz pokryła się rumieńcem.
- Już rozumiesz? - zapytał łamiącym się głosem. - Nie nienawidzę cię, Jackson. Nigdy cię nie nienawidziłem.
Oczy Percy'ego niemalże wychodziły z orbit. Już sam pocałunek był wystarczającą aluzją, ale wciąż nie mógł uwierzyć, że Nico daje mu wyraźnie do zrozumienia, że coś do niego czuje. Coś, czego czuć nie powinien i jedna stron Percy'ego krzyczała, żeby się wycofał. Żeby uciekł z tej przeklętej plaży, a potem unikał syna Hadesa tak długo, jak to będzie możliwe. Nico miał rację, to było nienaturalne. Ale z drugiej strony Percy doskonale go rozumiał. Wiedział, jak to jest odstawać od innych, a Nico nie tylko był herosem i synem Hadesa. Był jeszcze odmiennej orientacji. Nie, pod żadnym pozorem nie zasługiwał na potępienie tylko dlatego, że najwyraźniej się w nim zakochał. To wszystko dało się wyjaśnić, wszystko dało się...
- Rozumiem, Percy. Nie tego się spodziewałeś. Nie mogłeś wiedzieć, nie obwiniam cię o nic. Niczego od ciebie nie oczekuję. Po prostu uważam, że powinieneś wiedzieć - Nico mówił wolno, ważąc każde słowo. - I tak niedługo stąd zniknę. Zabawa się skończyła, czas poszukać rozrywki gdzie indziej. - odwrócił wzrok na niebo przybierające ciemnogranatową barwę. - Chyba już na mnie czas.
Chłopak zaczął się wycofywać. Zrobił to, co sobie obiecał, reakcja była taka, jakiej się spodziewał. Nic więcej nie mógł zdziałać, od początku stał na przegranej pozycji.
- Czekaj - głos Percy'ego był nienaturalny, jakby o oktawę wyższy. - Nico - jego oczy lśniły zupełnie innym blaskiem, który śmiało można było nazwać szaleństwem. - Nie chcę, żebyś myślał, że mam coś przeciwko temu, kim jesteś. To nie jest ważne, uwierz - przerwał na chwilę, oddychając głęboko. Syn Hadesa patrzył na niego wzrokiem przepełnionym złudną nadzieją. - To trochę szokujące. I poniekąd też dziwne. Nie spodziewałem się takich wyznań - spróbował przywołać na usta lekki uśmiech, ale wyszedł mu z tego grymas. Nico zdublował ten gest.
- Nie musisz nic mówić. Rozumiem. Nie chcę, żebyś widział we mnie wroga, ale chyba właśnie zaprzepaściłem szansę na bycie twoim przyjacielem.
- No troszeczkę - tym razem uśmiech Percy'ego był pełny i autentyczny. Sposób, w jaki Nico do niego mówił, w jaki na niego patrzył po prostu go rozczulał. W żaden sposób nie chciał go ranić, ani teraz, ani nigdy, ale wiedział, że musi.
Nico zawsze gdzieś tam był. Czy w rzeczywistości, czy na pograniczu podświadomości. Ratował mu życie zarówno świadomie, jak i nie mając o tym pojęcia. Percy nigdy nie zapomniał słów Syna Hadesa, jego cichego głosu i gorących zapewnień, że jest bezpieczny. I tak właśnie czuł się na plaży, stojąc obok niego. Po prostu bezpiecznie, jak nigdy, przy nikim innym. Jego dzikie instynkty wyostrzone podczas pobytu w Tartarze były przytłumione, żadne zagrożenie już nie istniało.
- Nie patrz na mnie w taki sposób - głos chłopaka wyrwał go ze swego rodzaju transu.
- Wybacz. Nie wiem, co robić, Nico. Namieszałeś mi w głowie - mruknął.
- Pozwól mi odejść - jego ton był stanowczy, ale miał w sobie nutkę cierpienia.
Nogi Percy'ego same poniosły go w stronę bruneta. Nie był do końca świadomy tego, co robi. Położył dłoń na jego ramieniu, obracając go w swoją stronę.
- To nie będzie takie łatwe. Nie chcę, żebyś odchodził.
Twarz Syna Hadesa znów pokryła się purpurą. Próbował skupić wzrok na swoich stopach, ale nie był w stanie. To niesamowite, co ten chłopak z nim robił. I to najwyraźniej nie zdając sobie z tego sprawy. W końcu skapitulował i spojrzał w tęczówki koloru morskiej zieleni. Nie było już dla niego ratunku.
Pozwolił przyciągnąć się do uścisku, ale zamiast wtulić się w ramiona starszego półboga, znalazł drogę do jego ust. Tym razem nie musiał czekać na odpowiedź, bo pojawiła się ona praktycznie od razu. Czuł się niesamowicie lekki, jak jeszcze nigdy. Miękkie wargi wyginały się pod naporem tych należących do niego. Wszechogarniający go zapach morza był tak intensywny, że kręciło mu się w głowie. Musiał się wesprzeć na oplatających go ramionach. Sam również pozwolił sobie na ułożenie dłoni na biodrach Percy'ego. Bardzo nie chciał tego przerywać. Wiedział, że może nie mieć okazji, by to powtórzyć, ale musiał też oddychać, jakkolwiek zabawną w tamtej chwili wydawała mu się ta potrzeba.
- Nie możesz mieć i mnie i jej - wyszeptał, oddychając ciężko. - Nie mogę tu zostać.
- To cię boli, prawda? - zapytał Percy, a Nico mógłby przysiąc, że jego mózg naprawdę jest z glonów. Bo kto normalny zadaje tak durne pytania?
- Nie kochasz mnie. Nigdy nie będziesz. To chyba jasne, nie sądzisz? - nie mógł się powstrzymać przed wypowiedzeniem tych słów z ironią.
- Skąd możesz wiedzieć, co czuję? - Percy odnalazł jego dłoń i splótł ich palce razem, nachylając się w stronę Nico tak, by mogli stykać się czołami.
- Nie mogę. Ale ty też tego nie wiesz. Dlatego pozwól mi odejść. Tak będzie najlepiej.
Szepcząc te słowa, mocno wtulił się w pierś Syna Posejdona. Nie obchodziło go już to, że ktoś mógłby ich zobaczyć. Miał gdzieś całą ziemię, Podziemie i Olimp. Nic już nie miało znaczenia, poza dłońmi Percy'ego ciasno oplatającymi go w pasie.
- Jutro - wyszeptał Percy w jego włosy. Przyjemny dreszcz przeszył całe jego ciało.
- Co jutro?
- Jutro pozwolę ci odejść.
NIE, TO NIE JEST HAPPY END
___________________________________
Odtwarzane po utraceniu (przy Anthrax'ie, nie bijcie, to wyciąga z człowieka wszelką uczuciowość). Kaszana. Bez bety tym razem, jestem leniem.
Generalnie znów zawaliłam. Nie obiecuję, że będę wrzucać cokolwiek regularnie, nie mam czasu. Szkoła, muzyka, skype, książki i tak w kółko. Ale staram się pisać, naprawdę się staram.
U mnie wszystko w porządku, jeśli Was to interesuje. Już dawno nie było tak dobrze. Myślę, że piszę lepiej, kiedy mam doła, stąd aktualne problemy z weną. Jak jestem szczęśliwa, to nie muszę w żaden sposób pozbywać się negatywnych emocji. A pisanie tym dla mnie jest.
Więcej grzechów nie pamiętam, zaległości postaram się nadrobić.
XO!
Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że rozpływam się z radości.
OdpowiedzUsuńPóźniej napiszę coś bardziej konkretnego^^ na razie muszę się ogarnąć xd
jestem! trochę później niż wcześniej zamierzałam, ale.... gdy się ogarnęłam (czytaj wróciłam do domu xd) było już późno. po tym musiałam ogarnąć wszystkie lekcje (i dostałam przy tym białej gorączki!) a po tym poszłam do przyjaciółki na takie babski wieczorek (albo przed wieczorek xd) a gdy wróciłam to... eeee poleniłam się trochę ;)
UsuńZacznę może do pytania, co? zastawia mnie czy w pierwszej wersji wyglądało to wszystko tak samo, czy nieco inaczej? czy też miało być takie "nie do końca szczęśliwe zakończenie"?
a teraz to mogę się po rozczulać nad Nikusiem. naprawdę dawno nie czytałam niczego z nim w roli głównej (albo jakiejkolwiek...) tak więc Nikuś *.* on jest taki kochany i słodki i kochany! szkoda, że nie istnieje ;( ale i tak jest kochany!
Naprawdę ciesze się, że w kończy zdecydował się powiedzieć Perciemu o wszystkim. mam nadzieje, że wujek Rick zrobi podobną scenę w książce. kiedyś.... ale jakoś tak szczerze oczekiwałam jakiegoś szczęśliwego zakończenia, a po tym mam taki niedosyt. ale oczywiście i tak ich kocham! *.*
a teraz może podpowiem Ci co możesz zrobić a propo tego swojego nieregularnego pisania. w moim przypadku się sprawdza. przeznaczam sobie jeden tydzień, podczas, którego pisze rozdział i go dopracowuje. jest to zazwyczaj jakiś luźniejszy (choć takie prawie nigdy się nie zdarzają -,- druga klasa liceum pozdrawia!) wtedy odkładam książki na bok i inne wszystkie przyjemności i zajmuję się tylko pisaniem. u mnie to działa. nie wiem jak byłoby w twoim przypadku. miło by było czytać coś twojego w miarę regularnie ^^ ale to już zależy od Ciebie, prawda?
Pozdrawiam i życzę dużo weny! i cierpliwości xd
cierpliwości to akurat u mnie brak, moja droga. jestem w tym roku w trzeciej gimnazjum i wymyśliłam sobie, że chcę świadectwo z paskiem na koniec, więc staram się uczyć. "staram" to dobre słowo.
Usuńa poza tym, jak ostatnio dopadam komputer, to raczej muzyka i skype z pewną ciekawą osóbką. totalny brak weny i chęci do czegokolwiek.
zakończenie miało być nieco inne w początkowym założeniu, ale tak sobie ewoluowało. w poprzedniej wersji było rozbudowane o scenkę, ale pisząc to od nowa, zrezygnowałam z niej bo już nie miałam do tego siły.
ja ciebie również pozdrawiam, i mam szczerą nadzieję, że niedługo znów coś uda mi się wrzucić. został mi tydzień ferii ;)
Szczerze to się rozkleiłam...wewnętrznie znaczy. Rozpłynęłam się jak cukierek. Jesu, sama nawet nie wiem czemu. Może przez to, że uwielbiam tą parę a sposób w jakich piszesz opowiadanie rozwala mnie na łopatki? W dodatku podkład! Jestem, sama nie wiem, szczęśliwie smutna? Ambiwalentnie się rozrastam i rozpadam. Niemniej cieszę się, że wróciłaś z akurat tą notką :D Końcówka jest świetna, i chyba bym Cię zabiła jakbyś napisała to inaczej. Bo jest cudnie ^^
OdpowiedzUsuńDużo, dużo weny.
xoxo
cieszę się, że tak ci się podobało. ja nie jestem z tego ani trochę zadowolona. również kocham tą parkę, ale jakoś nie mogę się ogarnąć, żeby napisać z nimi coś sensownego. podkład był wybierany daaawno. jak podzieliłam to na części, to od razu w założeniu, że w jednej z nich będzie "Echelon". to jest jedna z moich ukochanych marsowych piosenek. i wersy "Again and again and again and again I see your face in
Usuńeverything." pasują mi do uczuć Nico względem Percy'ego. nie sądzisz?
Hem, hem. Po pierwsze sorry za tak długi czas zanim nastąpił odzew :D To nie z mojej winy! Szkoła mnie niszczy i tyle :(
UsuńWracając, jeśli chodzi o te wersy to one są wręcz obsesyjne. I pasują :D Jakoś całość Marsów pasuje mi do tej pary, no dobra nie całość, ale dużo. Ale co tam komu w głowie gra. Takie jest moje odczucie.
WŁAŚNIE DLATEGO NIE SHIPPUJĘ PERCICO.
OdpowiedzUsuńEhm, dzień dobry. Właśnie natrafiłam na tego bloga i kiedy zobaczyłam jakikowiek slash z Nico, to nie mogłam. Przeczytałam wszystkie percico ze spisu i... No.
Właściwie, shippuję Percabeth, bo mi tak z sentymentu zostało no i pasują do siebie, gołąbeczki. I właśnie dlatego, że Percy ma Ann i przez jego stosunek do Nica, nie jestem w stanie go z nikim poza Annabeth shippować. Jest... Krzywdzący, tak z punktu widzenia czytelniczki. I nie chodzi mi konkretnie o to, że krzywdzący dla di Angelo, ale krzywdzący dla mnie. I myślę, że to opowiadanie to bardzo podkreśla. Jackson to spoko postać, ale człowiek jak człowiek, zresztą to się chwali.
Dawno nie czytałam tak dobrego fanfika, muszę stwierdzić. Naprawdę mi się podoba - bez OOC, co się chwali, świetnie ujęte w słowa i ogólnie fantastyczne. Zakończenie totalnie realistyczne, ochy i achy tylko mogłabym wymieniać.
Poza tym, pozwolę sobie napisać coś na temat miniaturki potterowskiej - jest absolutnie świetna. Uwielbiam ten paring i nie mogę się doczekać, jeśli coś z nimi w rolach głównych jeszcze napiszesz. W najbliższych dniach spróbuję też przeczytać twoje pozostałe opowiadania, bo lubię MCR, chociaż nie należę do szczególnych zwolenników frerard - jakoś niezbyt miałam do tego czasu z tym styczność.
W każdym razie, życzę weny. I pytam jeszcze nieśmiało, czy byłaby możliwość informowania, na przykład przez GG? Jeśli tak, byłabym bardzo wdzięczna i również, jeśli miałabyś ochotę, pogawędziłabym czasem :)
Bardzo ci dziękuję za ten długi, wylewny komentarz. Czytanie go sprawiło mi prawdziwą radość, naprawdę.
UsuńPowiem ci, że Percico to dość trudny i dziwny ship. Bez szczęśliwego zakończenia, bo Percy i tak zawsze wybierze na końcu Annabeth. To ją naprawdę kocha, tak, jak przedstawił to Riordan. A ja lubię skupiać się na emocjach Nico z tym związanych. Kocham jego postać, dlatego cierpię kiedy on cierpi i to daje mi takie poczucie prawdziwości tego, co piszę. To opowiadanie miało się skończyć happy endem w pierwotnej wersji, ale to by nie pasowało.
Słodzisz mi, serio. Sama nie jestem z tego ficka do końca zadowolona, ale cieszę się, że inni odpierają go lepiej. Z resztą chyba zawsze autorzy są bardziej krytyczni względem swoich "dzieci" niż ich odbiorcy.
Ja również uwielbiam paring Syriusza z Remusem. od jakiegoś czasu jestem w trakcie pisania serii niezwiązanych ze sobą oneshotów z nimi w roli głównej, ale mam tyle zaczętych projektów, że po prostu nie jestem w stanie tego ogarnąć. jednego możesz być pewna - jeszcze tu o nich usłyszymy nie raz i nie dwa ;)
oczywiście mogę cię informować przez gg. zwykle jestem niewidoczna, ale nie gryzę. wystarczy, że napiszesz 44340262