And i can't tell if you're laughing.
Between each smile there's a tear in your eye.
There's a train leaving town in an hour,
_____________________________________
Tego ranka Derek Hale po raz pierwszy
od dłuższego czasu poczuł, że naprawdę żyje. I gdyby ktoś zapytał, z pewnością
zaprzeczyłby, że miało to coś wspólnego ze Stilesem. Jednak tak się składa, że
wilkołak nigdy nie był zbyt wylewny pod względem swoich uczuć, a faktem było,
że cały jego dobry nastrój płynął z tego skulonego na kanapie w jego salonie
ciała.
Chłopak był pogrążony w głębokim śnie.
Derek nie był pewien kiedy i w jaki sposób Stylinski wślizgnął się do jego domu
nie włączając alarmu i tym samym nie budząc właściciela, ale wolał zostawić to
w spokoju. Liczył się tylko fakt, że przyszedł właśnie do niego. Nie do swojego
najlepszego kumpla, Scotta, nie do Lydii, swojej wielkiej miłości, tylko do
NIEGO. Hale zdawał sobie sprawę z tego,
że tak naprawdę nigdy nie zasłużył na jego sympatię. Zawsze traktował go dość
oschle, z dystansem. Nawet kiedy któryś już z kolei raz ratowali się nawzajem z
opresji. Taki był układ. Niespisana umowa, którą obaj zdawali się doskonale
znać i przestrzegać. Ale pod tym wszystkim kryło się ogromne zaufanie i troska.
Derek nigdy tak o tym nie myślał, ale
wszystko stanęło przed nim jasno i klarownie w momencie, w którym im wszystkim
wydawało się, że stracą Stilesa. Pojął, skąd owa troska i chęć chronienia
chłopaka się bierze. A brała się z głębi jego serca, które przez wielu uważane
było za niezdolne do jakichkolwiek ludzkich uczuć. To nie tak, że Derek po
prostu z dnia na dzień się w nim zakochał. Nie zakochał się w ogóle. To raczej
wyglądało, jakby mimo całej niechęci do siebie stali się przyjaciółmi. A potem…
cóż, Derek doszedł do wniosku, że kochał Stilesa dużo dłużej zanim zdał sobie z
tego sprawę.
Mężczyzna z uśmiechem na ustach
przemierzył cały salon by dotrzeć do połączonej z nim kuchni. Starając się
zachować ciszę, nastawił wodę na kawę i wyjął z kredensu duży kubek ozdobiony
obrazkiem Czerwonego Kapturka ciągnącego na smyczy Złego Wilka. Dostał go
któregoś roku na urodziny od swojej siostry. Zawsze bawiło go to, co Laura
chciała mu przekazać poprzez ten prezent. On był tym Wielkim Złym Wilkiem. A
Czerwony Kapturek to po prostu ktoś, kto pociągnie go za sobą. Ktoś, komu
pozwoli się przypiąć do smyczy i będzie mu wierny. Derek wątpił, że
kiedykolwiek spotka kogoś, dla kogo będzie skłonny do czegoś takiego. W końcu
był Alfą, a poza tym, cenił sobie wolność.
Spojrzał w kierunku salonu, upewniając
się, że Stiles nadal tam jest i wyciągnął jeszcze jeden kubek. Do obu nasypał
kawy i zalał wrzątkiem. Ustawił kubki na ławie przed kanapą na której spał
nastolatek po czym wrócił się po cukierniczkę i dwie łyżeczki. Doprawił swój
napój tak, że prawie stracił smak kawy i rozsiadł się z nim na fotelu, z
którego mógł bez przeszkód obserwować swojego gościa.
Derek wziął do ust łyk słodkiego,
gorącego płynu, parząc sobie przy tym język.
Stilinski przekręcił się na kanapie
tak, że wilkołak mógł patrzeć na jego twarz. Wciąż pozostawała blada, ale sińce
wokół oczu znacznie zmalały. Wyglądał znacznie lepiej niż w momencie, w którym
udało im się z niego wydobyć Nogitsune. Stiles
znów ściął włosy na jeża i wrócił do noszenia koszul w kratę, jakby chciał
odgrodzić się od fragmentu swojego życia, w którym zaszły tak drastyczne zmiany
i powrócić do tego, co było wcześniej.
Chłopak poruszył się po czym otworzył
szeroko oczy, jakby czuł taksujące go spojrzenie.
- Nie chcę wiedzieć, jak się tu
dostałeś – powiedział cicho Derek, siląc się na surowy ton.
-
Cześć, Derek. Mnie również miło cię widzieć – mruknął Stiles, zwiewając
przeciągle. – O, widzę, że zrobiłeś kawę.
Z właściwą sobie prostolinijnością
porwał z ławy kubek, smakując z uśmiechem napoju.
- Myślałem że słodzisz – mruknął
wilkołak.
- Myślałem, że już dawno przestałeś
mnie szpiegować – sarknął chłopak. – Cóż, słodziłem – zaczął tłumaczyć. – Ale takie
rzeczy, jak dzielenie głowy z podłym lisim duchem zmieniają ludzi, wiem, co
mówię.
Siedzieli chwilę w milczeniu, sącząc
kawę. Do pomieszczenia zaczęły wpadać przyjemne promienie słońca, rozjaśniając
ich twarze. Stiles uśmiechnął się zrelaksowany, rozkładając wygodnie na kanapie.
- Pewnie chcesz wiedzieć, co tu robię,
ale znając ciebie, nie zapytasz – posłał mężczyźnie ironiczny uśmiech. – Dobija
mnie w tobie to milczenie, Derek. Jesteś taki zamknięty w sobie. Czasami
odnoszę wrażenie, że tylko moją paplaniną jestem w stanie jakoś do ciebie
dotrzeć.
Wilkołak popatrzył na niego z czymś, co
wcześniej nazwałby rządzą mordu, ale po czasie spędzonym z nim, Stiles nauczył
się rozróżniać miny typu „zaraz wypruję ci wnętrzności” i „mam ochotę cię
zjeść, ty mała, kochana kreaturo”.
- No więc właściwie nie wiem, dlaczego
tu jestem. Po prostu obudziłem się w nocy i czułem się okropnie źle. Jakbym był
pusty w środku, jeśli wiesz, co mam na myśli. Leżałem trochę w łóżku, próbując
zasnąć z nadzieją, że to minie, czy coś, ale nie minęło i po jakimś czasie
zrozumiałem, że muszę coś z tym zrobić. Więc się ubrałem, wsiadłem do samochodu
i tu przyjechałem. To znaczy nie zrozum mnie źle, nie wiedziałem, że tu
przyjadę. Po prostu jeździłem trochę po mieście, a potem skręciłem na
przedmieścia i jakoś… no, znalazłem się przed twoim domem. Nie było łatwo tu
wejść, nie myśl sobie. Chciałem się po prostu z tobą zobaczyć, ale spałeś,
dlatego postanowiłem poczekać. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat w środku nocy i
dlaczego akurat z tobą, Derek. Ja nawet nie chcę wiedzieć, co to było. Tylko po
tych całych akcjach z Nogitsune miewam
dziwne jazdy i to pewnie po prostu jedna z nich, przejdzie mi równie szybko,
jak przyszło…
- Nie rozumiem, do czego pijesz, Stiles
– Derek przerwał chłopakowi wpół słowa. – Bierz czasem oddech.
Na policzkach Stilesa pojawiły się
lekkie rumieńce i wilkołak nie był pewien, czy to przez uwagę, którą mu rzucił,
czy po prostu wypowiedzenie tak dużej ilości słów w tak krótkim czasie sprawiło
mu wysiłek. Jemu samemu by sprawiło, ale to przecież był Stiles, dzieciak z
ADHD, który potrafił nawijać w taki sposób przez pół dnia, jeżeli by mu się na
to pozwoliło.
- Nie rozumiesz – Stiles westchnął. –
Wiec jeszcze raz. Coś wewnątrz mnie kazało mi do ciebie przyjechać w środku
nocy – chłopak pomachał rękami w taki sposób, jakby miało mu to w czymś pomóc.
Ale Derek nadal nie rozumiał.
- Dobra, inaczej. Chodź, siadaj tu –
poklepał miejsce obok siebie na kanapie.
- Powinienem się obawiać? – zapytał wilkołak,
odstawiając kubek.
- Wątpię. To ty tu jesteś Wielkim Złym
Wilkiem, w każdej chwili możesz mnie zjeść – Stiles posłał mu uśmiech, jakiego
do tej pory na jego ustach nie widział. Dopiero po chwili dotarło do niego, że
mógłby go określić mianem kokieteryjnego.
Czyżby ten dzieciak z nim flirtował? Usiadł obok niego na kanapie. Stiles
od razu się do niego przysunął przyciskając dłonie do jego lekko zarośniętych
policzków. Jego serce automatycznie zaczęło bić szybciej.
- Nie mów mi, że tego nie czujesz Derek
– szepnął, muskając delikatnie wargi wilkołaka.
I Derek zrozumiał. Jego uczucia nie
były jednostronne. Co więcej, zdawały się być w pełni odwzajemnione i to z
nawiązką, bo to chłopak wykonał pierwszy ruch.
I właśnie dlatego pozwolił mu na
kolejny pocałunek, tym razem głębszy, bez żadnych obaw i wątpliwości. Nie
zaprotestował, kiedy Stiles położył się na nim, całując jego szczękę, ani
wtedy, gdy zaczęli pozbywać się nawzajem swoich ubrań. Nie protestował, kiedy
nastolatek dotykał jego całego ciała, nie omijając nawet najmniejszego
fragmentu, ani gdy Stiles pozwolił mu dotykać siebie. I nie zaprotestował nawet
wtedy, kiedy chłopak błagał, by go wreszcie wziął. Nie miał powodów, by sobie
tego odmówić. By odmówić tego IM OBU. Bo przecież wszystko było na swoim
miejscu. Oni razem na tej kanapie, Stiles w jego ramionach, jęczący jego imię i
błagający o więcej. To wszystko było usprawiedliwione, bo przecież się kochali.
Być może było jeszcze zbyt wcześnie na takie wyznania, obaj nie byli na nie
gotowi, ale mieli przecież czas.
Dla Dereka Hale’a był to pierwszy dzień
nowego życia.
_____________________________________
Fick jest taki średni, mało płynny... nie umiem nic z nim zrobić, nawet nie mam na to ochoty. Może kiedyś jeszcze raz go przejrzę i poprawię. Nie mam siły do takich ckliwych rzeczy, ale chcę to tu wrzucić. Po prostu. Za błędy przepraszam.
No to szesnaście lat minęło. Właśnie dzisiaj.Urodziny zawsze były dniem pełnym refleksji. Nie wiem, co napisać, ale myślę sobie, że coś powinnam. Jakoś podsumować ten etap, tylko jeszcze nie wiem, jak. Może po prostu pozwolę słowom swobodnie płynąć w taki sposób, jak to zwykle zdarza się z mojej głowie. Tak, czasami zwracam się do Was w mojej głowie, obmyślając, co Wam napisać, jak przeprosić i usprawiedliwić moją kolejną nieobecność. Wtedy wychodzi mi to dużo lepiej, niż kiedy muszę to wszystko przenieść na dokument tekstowy. Jest naturalne.
Więc obchodzę dzisiaj urodziny. Pamiętam te ubiegłoroczne, jakby to było wczoraj. Przyszli przyjaciele, a Olka nie mogła, bo miała mecz. Byłam na nią wściekła, ale w końcu to zaakceptowałam i spędziłam cudowny wieczór. Dostałam bukiet różowych goździków, którym udekorowałam ołtarzyk z MCR (po rozpadzie, który miał miejsce niespełna tydzień później go rozebrałam). Tato przywiesił mi tablicę korkową na ścianie, a potem przypaliliśmy pizzę. Pamiętam, że siedziałam z Filipem i Michałem do pierwszej w nocy i graliśmy na gitarach. To było totalnie magiczne. Aż trudno uwierzyć, że minął już rok.
Nie wiem jeszcze, jak się czuję. Ale pewnie zupełnie mija się to z tym, jak powinnam się czuć. Dorastanie jest do bani. To chyba najgorszy okres w życiu człowieka. Boże, czuję się tak cholernie niepewnie. Nie wiem, czego chcę, jaki wykonać następny ruch, by tego nie żałować. Poza tym, czuję się okropnie samotna, chociaż otaczają mnie ludzie. Zawsze się taka czułam. Cholernie wyobcowana, niezrozumiana.
I ostatni rok mojego życia właśnie taki był. Zdarzały się momenty, w których byłam naprawdę szczęśliwa, ale to tylko ulotne chwile, które w ostateczności nie mają znaczenia. Poznałam wielu nowych wspaniałych ludzi, którzy sprawili, że moje życie stało się chociaż w malutkim stopniu lepsze. Pozwoliłam wielu osobom odejść, z czego jestem cholernie dumna. Bo nie tracimy ludzi w momencie, w którym od nas odchodzą. Tracimy ich dopiero wtedy, kiedy wyrzucamy ich z naszych serc. Zrobiłam to. Wreszcie. Wyrzuciłam kogoś z serca. I w tej chwili mogę nawet o tym spokojnie myśleć. Jestem silna, potrafię to zrobić. Ale nie byłabym w stanie przejść przez to po raz drugi. Ten rok był pełen momentów łamiących mi serce i przepełnionych szczerą radością, przeplatających się ze sobą wzlotów i upadków. Teraz jestem gdzieś w środku tego. Ciągle powtarzam sobie, że od jutra zacznę coś robić. Że od jutra coś zmienię. Ale z biegiem czasu uświadamiam sobie, że to "od jutra" nigdy nie nastąpi. Chcę być szczęśliwa. Chyba właśnie dotarłam do momentu, w którym chcę powiedzieć sobie, że "od jutra" nie istnieje. Jeśli mam żyć, to z dnia na dzień, bez snucia dalekosiężnych planów na zmiany, których i tak nie wypełnię. Pragnę tego spróbować. A jeśli nie wyjdzie... cóż, wrócę do starego systemu. Bo kimże ja jestem, by nie móc się mylić.
Moja "urodzinowa impreza" odbyła się w tym roku w dość nietypowy sposób. Po prostu pojechałam z rodziną i przyjaciółmi na koncert. Było świetnie. Jeżeli chodzi o mnie, to mogłabym świętować w taki sposób co rok. Jestem zadowolona.
Co się tyczy przyszłości bloga: nie myślcie sobie, że podczas mojej nieobecności na nim pisałam cokolwiek, bo tego nie robiłam. Mam zastój twórczy, czymkolwiek jest. Nie wiem, czy napiszę jeszcze cokolwiek w tym paringu, ale tego nie wykluczam. Nie wiem, czym się teraz zajmę. Nie wiem, czy zrobię to w ogóle. Niedługo egzaminy. Myślę, że na dobre wrócę dopiero pod koniec kwietnia. Może coś do tego czasu napiszę. Bądźcie cierpliwi.
Skoro już jesteśmy przy Stereku, notka jest dedykowana Nogitsune . Po prostu, bez większego powodu. Bo jarasz się Sterekiem tak samo, jak ja.
Co jeszcze? Just stay strong, my little shipers. Stay strong.
Może za rzadko to mówię, ale kocham Was wszystkich. Kocham na swój własny pokręcony sposób.
C.E.
Wszystkiego najlepszego! no dobra trochę się spóźniła, ale chyba mi to wybaczysz co? jak nie będę smutać.
OdpowiedzUsuńZacznę może od twojego tekstu. nie oglądam Teen Wolf, choć kilka razy miałam ochotę zacząć. nie bardzo więc rozumiałam o co chodzi w niektórych momentach, ale to ci wybaczam. całość czytało się naprawdę miło ^^ z tego powinnaś się cieszyć.
Powiem Ci, że dorastanie nie jest takie straszne. do dobra może za kilka lat, gdy uświadomisz sobie, że na serio się starzejesz to może... na razie, jak dla mnie to naprawdę fajne uczucie. o ile dobrze liczę to skończyłaś szesnaście lat, prawda? to wcale nie jest taka zła liczba. Egzaminami nie masz co się przejmować, bo wiesz mi to pikuś w porywaniu z maturką. a szczególnie tą nową. co mogę Ci jeszcze napisać. mam nadzieje, że znajdziesz czas wcześniej, aby coś napisać nawet jeśli miałoby być to coś krótkiego, bez jakiejkolwiek fabuły. ważne żeby coś było. a po egzaminach zapraszam z czymś naprawdę długim (minimum 10 stron xd)
I owszem masz racje. najtrudniej jest wyrzucić kogoś ze swojego serca, szczególnie jeśli masz z tą osobę kilka naprawdę szczęśliwych wspomnień. ale da się prawda? jest to trudne, ale możliwe do wykonania. nadal jednak strasznie przykre.
No dobra kończę.
Życzę Ci szczęścia w życiu.
Życzę Ci weny bez liku.
Życzę Ci samej radości.
Życzę Ci samych pozytywnych wspomnień.
Życzę Ci niezapomnianych imprez.
Życzę Ci wspaniałych przyjaciół.
Życzę Ci abyś spotkała jak najmniej idiotów.
Życzę Ci dobrych wyników egzaminu.
Życzę Ci spełnienia wszystkich marzeń!
W sumie mogłabym tak jeszcze długo, ale nie chce Cię zanudzać xd
Życzę weny!
Na początek:
OdpowiedzUsuńPrzyjaciół, którzy nigdy Cię nie opuszczą,
wspomnień, do których warto będzie wracać,
miłości, o którą warto będzie zabiegać,
weny, która zawsze będzie,
czytelników, którzy wytrwają przy Tobie do końca każdej opowieści,
zdania egzaminu, z wynikami o jakich marzyłaś,
marzeń, które się spełnią,
życia, które warto jest przeżyć,
i wszystkiego czego tylko zechcesz!!
........................
Co do notki to nie łapałam czasem o co chodzi bo nie znam tej pary:( Muszę nadrobić braki.
Czytało się jak zawsze świetnie, potrafisz przekazać full pozytywnych emocji ( mało się nie poplułam przy rozpoznawaniu spojrzeń :D)
Do następnego.
xoxo