wtorek, 25 marca 2014

Masseuer I

        Już w momencie, w którym przekroczył próg pomieszczenia, uderzyła w niego prostota i ciepło tego miejsca. Ściany były jasne, ale nie zbyt jaskrawe, by razić jego zmęczone oczy; pokryte malunkami przywodzącymi na myśl dziedzictwo jakiegoś dawno zapomnianego plemienia. Umeblowane zostało skromnie: powierzchnię pomieszczenia zajmowała jedynie dwuosobowa kanapa i mały stoliczek, na którym zostały porozrzucane ulotki promujące zdrowy tryb życia. W powietrzu unosił się zapach kadzideł wymieszanych ze specyficzną wonią kosmetyków, która przyjemnie drażniła nozdrza. Jednym słowem Stiles nie mógł uwierzyć, że jeszcze chwilę temu maszerował przez zasnuty deszczem Nowy Jork, a potem nagle znalazł się w miejscu tak od niego różnym, jak tylko się dało. W przyjemnym tych słów znaczeniu.
        Za ladą recepcji siedziała młoda dziewczyna bardzo orientalnej urody. Uśmiechała się do mężczyzny pogodnie, zachęcając do nawiązania rozmowy.
        - Dzień dobry – przywitał się pogodnie Stiles, lekko się uśmiechając. – Jestem umówiony z panem Hale’em.
        - Oczywiście – dziewczyna zerknęła na monitor komputera. – Pan Stilinski, jak mniemam. Derek za chwilę będzie gotowy, by pana przyjąć. – postawiła przed nim szklaneczkę wypełnioną ciemnoczerwonym płynem. – To sok z hibiskusa, pomoże się panu rozluźnić. Proszę usiąść.
        - Dziękuję.
        Stiles z wdzięcznością przyjął napój. Przez szybki marsz nieco zaschło mu w gardle. Zawiesił mokrą skórzaną kurtkę i rozsiadł się na kanapie. Pierwszy łyk był dla niego lekkim zaskoczeniem. Sok był cierpki i lekko kwaskowaty, ale po przełknięciu zostawiał na języku przyjemną słodycz. Wziął do ręki jedną z ulotek i przyglądając się jej zawartości wolno sączył napój.
        Był zmęczony. Gdyby nie to, że obiecał Scott’owi coś ze sobą zrobić, w życiu nie pojawiłby się w takim miejscu z własnej woli. Podczas badania jakiejś sprawy, to zupełnie inna sytuacja. To by mogło być nawet ciekawe – morderstwo w gabinecie masażu. Ale nie, on nie mógł pojawić się w tak sprzyjających mu okolicznościach. Po wielu próbach naprawienia swojego kumpla, McCall sięgnął w końcu po dość radykalne środki. Wypady ze Stilesem na piwo, wspólne oglądanie meczów, męskie weekendy poza miastem, nawet umawianie go na randki, nie dało zamierzonego efektu, więc coś musiał zrobić. Stiles wiernie kibicował mu w tych działaniach – w końcu to o jego samopoczucie i zdrowie psychiczne chodził - ale nie sądził, że przyjaciel zmusi go do czegoś takiego. Bez jego wiedzy, za to z wyraźną dezaprobatą, kiedy już postawiono go przed faktem dokonanym, Scott wykupił mu serię zabiegów u najlepszego, najdroższego masażysty w mieście. Gdyby to był ktokolwiek inny, Stiles z pewnością kazałby mu się wypchać. Ale to był Scott. Dbał o niego, bo wiedział, że tego potrzebuje.  Nawet jeżeli oznaczało to zmuszenie Stilinskiego do czegoś, na co nie ma ochoty. Dlatego też z kwaśną miną i ociąganiem zgodził się na wszystko, co przyjaciel dla niego przygotował. Nie chodziło nawet o to, że nie lubił, kiedy ktoś go dotykał. Po prostu nie wierzył jakoś specjalnie, że pomoże mu to rozwiązać jego problemy sercowe, czy jakiekolwiek inne problemy, których ostatnio nieźle mu się namnożyło, ale jeżeli Scott dzięki temu poczuje, że spełnił swój braterski obowiązek – czemu nie?
        Powieki zaczęły mu niemiłosiernie ciążyć – co z całą pewnością było skutkiem ślęczenia nad papierami do późnej nocy – kiedy z korytarza po jego prawej stronie wyszedł mężczyzna. Stiles pewnie zwróciłby na niego uwagę nawet jeżeli ten nie patrzyłby wprost na niego. Był wysoki i postawny. Jego twarz była pokryta kilkudniowym zarostem. Biały podkoszulek opinał jego idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową, tak, że widać było zarys wszystkich mięśni. Był do niego przyczepiony identyfikator z wypisanym drukowanymi literami imieniem DEREK.
        - Zapraszam do gabinetu – głos mężczyzny był nieco szorstki, ale głęboki. Na jego dźwięk po plecach Stiles’a przebiegły ciarki.
        Na miękkich nogach ruszył do gabinetu. Zdołał wyłapać jeszcze pokrzepiający uśmiech, jakim obdarowała go dziewczyna z recepcji, zanim zamknął za sobą drzwi.
        Pomieszczenie, w którym się znalazł zostało urządzone w podobnym stylu, co poczekalnia, z tą różnicą, że tutaj ściany miały kolor intensywnej zieleni. Właściwie wszystko było zielone, poza mahoniowymi meblami i białym stołem do masażu, na którym leżał zielony ręcznik. Z głośników płynęła lekka gitarowa muzyka, w której Stiles rozpoznał instrumentalną wersję House of the Rising Sun grupy The Animals. Bardzo lubił ten utwór.
        Nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachować, śledził wzrokiem poczynania masażysty, który usiadł na fotelu przy stoliku. Znów intensywnie mu się przyglądał, co jeszcze bardziej go onieśmielało.
         - Zwykle ludzie przychodząc tutaj są zadowoleni z tego, że tu są – zagadnął, wskazując zapraszająco fotel naprzeciwko siebie.
        - Przepraszam? – mruknął Stiles spoglądając na niego pytająco.
        - Nie wyglądasz na specjalnie zadowolonego z tego, że tu jesteś – pospieszył z wyjaśnieniami, jeszcze bardzie plącząc się w słowach. Stylinski tylko westchnął i usiadł na fotelu.
        - To aż tak bardzo widać?
        - Jeżeli mam być szczery, to tak. Widać jak cholera. Nikt cię do niczego nie zmusza – stwierdził luźnym tonem.
        - Żeby to było takie proste – zaczął bębnić paznokciami w blat stołu. Masażysta uniósł brwi. – Obiecałem przyjacielowi, że coś ze sobą zrobię, a według jego teorii, seria wizyt tutaj pomoże mnie naprawić – nakreślił w powietrzu cudzysłów wymawiając ostatnie słowo.
        - Skoro on tak uważa… - mężczyzna się uśmiechnął. – Może uda mi się coś z tym zrobić.
        Lekki grymas przebiegł przez twarz Stilesa, ale jego rozmówca zdawał się tego nie dostrzec. Zadał kilka pytań o stan jego zdrowia i kondycję fizyczną, co nieco go rozbawiło. W końcu ciągle miał na sobie policyjny mundur, to wręcz krzyczało „Jestem w pełnej sprawności fizycznej”, ale rozumiał, że procedury to procedury, a zabieg, jaki miał zostać na nim przeprowadzony podpinał się już pod medycynę. Pierwszy raz od przekroczenia progu gabinetu poczuł się pewnie. Był w rękach specjalisty.
        - Więc zrobimy tak, na pierwszy ogień masaż klasyczny. Plecy, barki, ramiona, kark… - zaczął wyliczać na palcach.
        - Jest pan pewien, że-
        - Jeżeli nie masz nic przeciwko, wolałbym, gdybyś zwracał się do mnie po imieniu – przerwał mu wpół słowa. – Jestem Derek – wyciągnął do niego rękę.
        - Stiles – uścisnął jego dłoń krótko, służbowo, ale zdążył zwrócić uwagę na fakturę jego skóry. Automatycznie zaczął się zastanawiać, jak to będzie poczuć te duże, męskie dłonie na swoim ciele. I czy totalnie go to nie przerazi.
        - Wybacz mi ciekawość, ale to twoje prawdziwe imię? – zapytał mężczyzna.
        - Ksywka. To długa historia – po raz pierwszy podczas pobytu w gabinecie szczerze się uśmiechnął. Sprawa jego imienia zawsze wywoływała małą kontrowersję, a potem gromki wybuch śmiechu. – Oczywiście ufam twojemu osądowi, ale czy jesteś pewien, że to wszystko nie będzie za dużo jak na pierwszy raz? – zadał wcześniej przerwane przez masażystę pytanie.
        - Absolutnie nie, wyglądasz na przemęczonego. Twój przyjaciel się nie pomylił, wysyłając cię do mnie. Szczerze mówiąc, chyba najwyższy na to czas.
        Pewność, z jaką przemawiał Derek okropnie się Stilesowi spodobała. Sprawiała, że czuł się lekko. Niepewność uderzyła go dopiero wtedy, kiedy mężczyzna poprosił go rozebranie się od pasa w górę i położenie na stole.
        Z ociąganiem zaczął rozpinać guziki koszuli. Cieszył się, że mężczyzna zajął się przygotowywaniem olejków i reszty niezbędnego sprzętu, bo Stiles był pewien, że rumieni się jak dziewica przed swoim pierwszym razem. A przecież był tylko na masażu! Wielu ludzi chodzi na masaże i z całą pewnością nie reaguje w taki sposób. Nawet się jeszcze nie zaczęło, do cholery!
        Mężczyzna z zażenowaniem wcisnął twarz w otwór w stole, ukrywając rumieńce. Czuł na nagich plecach nieprzyjemny chłód, chociaż w pomieszczeniu było całkiem ciepło. Derek przykrył zielonym, miękkim ręcznikiem resztę jego ciała, pozostawiając na wierzchu tylko te partie, na których miał pracować.
        Po ciele Stilesa przebiegł przyjemny dreszcz, kiedy sprawne, duże dłonie musnęły jego plecy, ale to był dopiero początek. Mężczyzna zaczął od głaskania całej udostępnionej mu powierzchni, wcierając w nią olejek. Z jednej strony było to cudowne uczucie, ale z drugiej… każde muśnięcie przypominało mu o tym, jak bardzo nie znosi kontaktu fizycznego. Chociaż wiedział, że jest całkowicie bezpieczny, jego ciało było spięte.
        - Rozluźnij się – mruknął masażysta, jakby czytał w jego myślach. Zaczął delikatnie ugniatać jego barki. W końcu spięte mięśnie uległy całkowitemu rozluźnieniu. Ten dotyk był zupełnie inny od dotyku, który do tej pory znał. Przecież już nie raz czuł na sobie duże, szorstkie dłonie, robiące z jego ciałem wszystko, czego chciały. Ale w tym nie było żadnego podtekstu seksualnego. Stilesowi trudno było znaleźć w głowie przymiotniki odpowiednio określające, jakie to wszystko było. W końcu, z braku lepszych pomysłów pozostał przy dobre i odpowiednie. Co nie do końca obrazowało jego myśli, ale było zadowalające.
        Czuł się naprawdę błogo, senność i ciepło otaczały go z każdej strony i gdyby nie to, że ciepły, ale stanowczy głos oznajmił mu, że to koniec, pewnie by tam zasnął.
        Kiedy wstawał ze stołu, jego całe wcześniejsze zażenowanie wyparowało. Czuł się niesamowicie odprężony, jakby ktoś zdjął mu z ramion ciężar nieba.
        - Nie było tak strasznie, co? – zagadnął go Derek, kiedy akurat zapinał ostatnie guziki koszuli. Sam akurat sprzątał gabinet, również szykując się do wyjścia. Na biały służbowy podkoszulek narzucił ciemnogranatową koszulę.
        - Nie, nie było – stwierdził, zgodnie z prawdą. Czuł się świetnie.
        - Chyba powinieneś podziękować przyjacielowi.
        - Nie martw się, z pewnością to zrobię. Do zobaczenia, Derek – pomachał na pożegnanie do mężczyzny, na co ten wyszczerzył rząd białych, równych zębów w szczerym uśmiechu.

        Kiedy dotarł do poczekalni, od razu ruszył w stronę uroczej recepcjonistki z zamiarem zapisania się na następny zabieg. Zamierzał wykorzystać pomysł Scott’a do maksimum.

_________________________________

        Leciutkie sterekowe short story w czterech, do sześciu części. Kanon leży w lesie najebany w trzy dupy, ale chcę, żeby właśnie tak było. Będzie pogodnie, będzie lekko, bez dramy stulecia, bez wilkołaków. Mam na coś takiego ochotę, więc nie gryźcie.
        Proszę też o komentarze. I tak będę kontynuować, bo mi samej sprawia to przyjemność, ale wolałabym wiedzieć, co Wam nie pasuje. Wiem, że ostatnio piszę coraz gorzej, dlatego chcę się kształcić. Bez waszej pomocy stoję w miejscu. 
        Z dedykacją dla fanek Stereka z Twittera. Jesteście świetne <3
        Piosenka nie pasuje w ogóle, ale dobrze mi się przy tym pisało, więc może z czytaniem będzie podobnie ;)

3 komentarze:

  1. Bardzo fajny blog :) Czekam na następne posty ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. airu (fanka stereka z tłitera)29 marca 2014 20:48

    Awww bardzo mi się podoba! :3
    Derek jako masażysta o matko asdfghj też bym do takiego poszła ;;;;
    "Stiles był pewien, że rumieni się jak dziewica przed swoim pierwszym razem" haha XD
    Scottowi należy się skrzynka piwa za namówienie Stilesa na ten masaż, bo taki masaż u Dereka >>>>>>>>>
    i to co wyczuwam że będzie się działo później też >>>>>>>>>>>
    więc czekam na kolejną część i mam nadzieję na jakieś seksy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Padłam no. Szczególnie zestresowana dziewica mi się podobała :D Czy ubóstwianie twego stylu pisania podpada pod jakąś formę obsesji? Albo raczej to, że jak kończę to czytam jeszcze raz...
    Never mind.
    Lekkie i świetne. Tego mi trzeba przed krt z chemi :D

    OdpowiedzUsuń

Image and video hosting by TinyPic