wtorek, 1 kwietnia 2014

Masseuer II





         - Scott’cie McCall, jak ty to robisz?
        Stiles rzucił się pędem do stolika, przy którym siedział przyjaciel z uśmiechem triumfu przyklejonym do twarzy. Właśnie w takich momentach najbardziej go nie znosił.
        - Nie mam pojęcia, o czym mówisz – powiedział, ale samozadowolenie wręcz z niego kipiało i zalewało wszystko i wszystkich blaskiem swojej chwały. W końcu takie dni nie zdarzają się zbyt często. Scott zmierzył krytycznym spojrzeniem idącego ku niemu przyjaciela i stwierdził, że zmiany, jakie w nim zaszły były widoczne z daleka. Przede wszystkim zniknęły wszelkie oznaki przemęczenia i niewyspania, a na twarzy pojawił się niewymuszony uśmiech. W skrócie: Stiles Stilinski wyglądał jak chłopak, którego pamiętał za czasów liceum. – I jak się czujesz? – zagadnął, gdy chłopak zajął miejsce naprzeciwko niego i jakby od niechcenia przerzucał kartki menu.
        - Jak nowo narodzony – Stiles rozciągnął się na kanapie, rozluźniając mięśnie. – Nie mam pojęcia, skąd wiedziałeś, czego mi trzeba, ani skąd wytrzasnąłeś Dereka, ale musisz wiedzieć, że facet jest świetny.
        Scott uniósł brwi, odkładając na stół zmiętą serwetkę, którą się właśnie bawił.
        - Co masz na myśli mówiąc świetny?
        Twarz chłopaka naprzeciwko pokryła się lekkim rumieńcem, ale od odpowiedzi wybawiła go kelnerka. Zamówili po kawie; Stiles wziął do tego szarlotkę z lodami i bitą śmietaną, czego jego przyjaciel nie omieszkał skomentować.
        - Przytyjesz jeszcze i ten twój masażysta nie będzie chciał na ciebie patrzeć. No co? – dodał z pretensją w głowie, widząc minę bruneta. – Tak tylko żartuję – uniósł dłonie w obronnym geście.
        - Scott, nawet nie masz pojęcia, o czym mówisz – stwierdził.
        I rzeczywiście, mężczyzna nie mógł mieć pojęcia. Stiles po kilku wizytach w gabinecie masażu czuł się po prostu niesamowicie. Właściwie nie czuł się tak dobrze od czasu, kiedy udało mu się wyrwać z Beacon Hill na studia. Beztrosko. Nie przytłaczał go nawet ciągły napływ pracy w biurze. Ciągle uzupełniał raporty, pomagał w badaniu niewyjaśnionych spraw… Od początku znał cenę pracy w nowojorskim Departamencie Policji na wydziale kryminologii*. Sięgał wysoko już przy zdawaniu egzaminów do szkoły policyjnej, dlatego liczył się z wszelkimi konsekwencjami. Jego ojciec był szeryfem w jego rodzinnym miasteczku, od zawsze ciągnęło go do niewyjaśnionych spraw i zagadek. Możliwe, że było to już zapisane w jego kodzie genetycznym, dlatego z przyjemnością podążał za tym tropem. Kręciło go to, co robił, bez względu na to, jak wyczerpujące czasami było. Potrzebował też odrobiny relaksu. Scott trafił z prezentem w dziesiątkę.
        - Pewnie masz rację. Nie mam pojęcia, jak to jest być dotykanym przez jakiegoś cholernie seksownego… Ała! – krzyknął Scott, kiedy poczuł silne kopnięcie pod stołem.
        - Ej, wcale nie powiedziałem, że Derek jest przystojny! – Stiles zaczął się bronić, gdy tylko dotarł do niego sens słów przyjaciela.
        - Nie musiałeś – mruknął Scott z wyższością. – Rumienisz się, gdy o nim wspominam – na dźwięk tych słów Stylińskiego zapiekły policzki. – Serio, Stiles. Jeżeli chodzi o sprawy sercowe, jesteś naprawdę bardzo łatwy do odczytania. Od razu widać, kiedy jakiś facet wpadnie ci w oko, a kiedy nie możesz patrzeć na kolesia z którym się umawiasz. Och, daj spokój, nie patrz tak! Przecież znam cię od dziecka – chłopak pacnął go w ramię.
        Stiles potarł twarz dłonią. Doszedł do wniosku, że przez całe życie chyba nie doceniał Scotta. Zawsze miał go za takiego wolnego ducha, czasami trochę tępego, skupiającego się na własnych sprawach i ludziach, na których mu zależy, nie zawsze odczytując poprawnie ich intencje. Uderzyło w niego to, że jego przyjaciel potrafił być również wnikliwym obserwatorem, przed którym nie potrafił niczego ukryć. To było dziwne odkrycie.
        - No dobra, jest przystojny – brunet zniżył głos do szeptu nachylając się nas Scott’em. - Jest cholernie przystojny, ma świetne dłonie i co więcej, potrafi ich używać w odpowiedni sposób-
        - Dobra, oszczędź szczegółów.
        - Ślicznie się uśmiecha, a jego głos jest seksownie niski – kontynuował Stiles, niezrażony protestami przyjaciela. – I żałuj, że nie widziałeś jego tyłka!
        Scott skrzywił się, lekko zniesmaczony.
        - Może to do ciebie jeszcze nie dotarło po tylu latach znajomości, ale nie kręcą mnie faceci, bracie. To co, umówiłeś się z nim? – wrócił szybko do tematu, który interesował go znacznie bardziej, niż rozprawy na temat ich orientacji seksualnych.
        - Z Derekiem? No co ty, zgłupiałeś? – głos chłopaka podskoczył o oktawę. – Scott, ja nawet nie wiem, czy on jest gejem. Powiem więcej, szczerze w to wątpię.
        Chłopak naprzeciwko tylko wzruszył ramionami.
        - Co nie znaczy, że nie możesz wyskoczyć z nim na piwo, powiedzmy, i obadać sytuację – stwierdził lekko.
        Kelnerka postawiła przed nimi dwie parujące kawy i szarlotkę z lodami. Stiles posłał jej czarujący uśmiech, kiedy już odchodziła, co Scott skwitował cichym parsknięciem.
        - Nie rób dziewczynie nadziei – mruknął rozbawiony. – Zamierzasz coś zrobić z tym twoim masażystą, czy nie?
        - Daj już spokój. Jak będę miał iść na randkę, to i tak najpierw zadzwonię do Lydii. Ona przynajmniej będzie wiedziała, w co mam się ubrać – stwierdził, zabierając się za pałaszowanie deseru.
        Serce w piersi Scotta niemalże urosło, kiedy przyglądał się przyjacielowi w takim świetnym nastroju. W końcu zasłużył na to, by być szczęśliwy. A jeśli coś pójdzie nie tak i kolejny facet skrzywdzi Stilesa, nie będzie się już powstrzymywał przed obiciem mu mordy.
        W zamyśleniu wziął łyk ciepłego, słodkiego płynu.




        Stiles zwykle nie myślał o swojej przyszłości. Czasy, w których planował każdy kolejny krok miał już dawno za sobą. Skończył szkołę, studia, zdobył dobrze płatną pracę, która w pełni go satysfakcjonowała. W kwestii zawodowej był ustawiony. Miał małe mieszkanie na Manhattanie, w sam raz dla jednej osoby, która potrafiła zająć swoim własnym bałaganem całą jego powierzchnię. Ale też nikt poza Lydią nie narzekał na nieporządek. Przyjaciół też trzymał blisko. Nieco dziwił go fakt, że większość starych znajomości z Beacon Hill przetrwała aż do tej pory, ale z tego akurat był zadowolony. To byli jedyni ludzie, z którymi był naprawdę blisko. Cieszył się ze szczęścia Scotta i Allison, którzy już w czasie studiów postanowili mieszkać razem. Wspierał też Lydię we wszystkich projektach, w jakich uczestniczyła, wspinając się na sam szczyt naukowej śmietanki Nowego Jorku i udowadniając, że nie jest tak głupia, jak wszystkim się zdawało. Gdzieś tam z boku zawsze kręcił się Izaac, przyprowadzając co raz to nowe dziewczyny. Czasami nawet wpadała Erica i Jackson. Z początku wszystkich bardzo dziwił ich związek, ale potem okazało się, że stanowią bardzo zgraną, aczkolwiek ekscentryczną parę. Zdarzało się, że Stilesowi naprawdę dotkliwie brakowało ojca, z którym spędził całe życie, ale nigdy nie uważał zostawienie go na drugim końcu kraju za błąd. Szczególnie od chwili, kiedy on i Melissa zamieszkali razem, co uspokoiło wyrzuty sumienia zarówno Stilesa jak i Scotta. Szeryf Stilinski obiecał też w najbliższym czasie przejść na emeryturę, zostawiając posterunek i niewyjaśnione sprawy swojemu młodszemu zastępcy.
        Dlatego Stiles nie odczuwał potrzeby rozmyślania o następnym kroku. Mając to wszystko, uważał się za szczęśliwego i nie chciał nic zmieniać. Uwielbiał swoich przyjaciół, pracę i telefony od ojca, ale mimo to zawsze czegoś mu brakowało. Miłości.
        To nie tak, że nie umawiał się na randki. Często się z kimś spotykał, ale zwykle kończyło się to albo jeszcze tego samego dnia, albo - jeżeli było wyjątkowo dobrze – następnego ranka, zwykle niezręcznym milczeniem i pospiesznym zbieraniem ubrań z podłogi. Stiles po prostu nie znalazł nikogo godnego miłości. Albo nie chciał znaleźć, czując wewnątrz siebie blokadę, pozostałość po poprzednich nieudanych związkach. Bo w sumie do łóżka zawsze mógł sobie kogoś znaleźć wystarczyło wyjść wieczorem do klubu i rozejrzeć się dookoła. Tyle gorących ciał, gotowych oddać mu się na jedno skinięcie palcem. Jednak przez pewien incydent, który mógł skończyć się dla niego bardzo źle, przestał pojawiać się w takich miejscach na dobre, a kontakt fizyczny z podtekstem seksualnym przestał sprawiać mu taką frajdę. Czasami wręcz go peszył. Gorzej było ze sprawami sercowymi. I choć zapierał się przed tym rękami i nogami, w końcu musiał przyznać się przed sobą – i Lydią, Allison i Scott’em- że jednak potrzebuje czegoś więcej, niż chłopaka na jedną noc.
        Właściwie przestał o tym myśleć w momencie, w którym pierwszy raz spotkał się z Derekiem. Trudno rzec, że nie wpadł mu w oko, bo to byłoby kłamstwem, ale nie w taki zwyczajny sposób. Nie jako facet na jedną noc, chociaż – to trzeba mu przyznać – miał cudowne, wysportowane ciało, gęste, ciemne oczy i piękne zielone oczy. Ale tu nie chodziło o jego wygląd zewnętrzny. Raczej o ten niesamowity, odrobinę tajemniczy sposób bycia. To, jakim tonem do niego mówił i jak się uśmiechał. Jak traktował ludzi dookoła siebie. To wszystko razem wzięte tworzyło w głowie Stilesa obraz niemalże ideału. I, do cholery, Scott mógł sobie gadać, co chciał, po prostu nie mógł się przyznać, że wpadł po same uszy. To, że zachowywał się w niektórych momentach jak pierdolony licealista już mówiło samo za siebie. Pozostawało mieć nadzieję, że swoim zachowaniem nie wypłoszy Dereka. Lubił spędzać z nim czas. Właściwie wyczekiwał na wtorki i piątki, kiedy to zawsze miał umówione wizyty. Pilnował dokładnie, by Jenny zapisywała go na ostatnią możliwą godzinę, bo potem mógł obserwować, jak Derek również zbiera się do wyjścia z pracy.




        - Dlaczego zajmujesz się akurat tym? – zagadnął Stiles pewnego piątkowego popołudnia, kiedy leżał na stole z twarzą wciśniętą w specjalny otwór, przez co jego głos był stłumiony. Duże, szorstkie dłonie Dereka z gracją ugniatały jego plecy, co czyniło go niezwykle odprężonym i skłonnym do zadawania dziwnych pytań.
        - Masz na myśli masaż? – mruknął mężczyzna, przeciągając dłonią wzdłuż jego kręgosłupa. Stiles chciał pokiwać głową, ale zdał sobie sprawę, że nie ma takich możliwości, więc wydał z siebie przeciągłe „mhm” na potwierdzenie. – Cóż, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Po prostu samo przyszło – Stiles mógłby przysiąc, że Derek właśnie się uśmiechał. – I chyba to lubię, wiesz? To tak jak z tobą i policją.
        - Powołanie, czy po prostu lubisz macać nieznajomych? – Stilesowi również cisnął się na usta uśmiech.
        Derek zaśmiał się nisko i gardłowo. Jego dłoń zatrzymała się na karku i pogładziła go miękko.
        - Przejrzałeś mnie.
        Często nawiązywali takie luźne rozmowy w trakcie masażu. Wydawało się, że ani jednemu ani drugiemu to nie przeszkadza, a dla Stilesa było swego rodzaju terapią. Zdarzały się nawet momenty, w których to Derek nawijał przez kilka minut przerywając tylko na zaczerpnięcie oddechu. Stiles się temu dziwił, bo to zwykle jemu nie zamykały się usta, a masażysta wyglądał na milczka. Nie narzekał jednak na słuchanie jego głosu. W połączeniu z masażem stanowił idealną całość.
        Dłonie Dereka w pewnym momencie znikły i już nie wróciły. Stiles zrozumiał, że to już koniec przyjemności w tym tygodniu. Miał chwilę, żeby się pozbierać, a potem wrócić do brutalnej rzeczywistości, w której czeka na niego w domu masa papierkowej roboty. Nie miał najmniejszej ochoty do niej wracać. Z ociąganiem podniósł się ze stołu, a potem zaczął ubierać. Derek zniknął na chwilę z pomieszczenia, najpewniej żeby zmienić służbowy podkoszulek na coś normalnego. Stiles się nie pomylił, po chwili mężczyzna wrócił ubrany w czarny t-shirt i skórzaną kurtkę.
        - Słuchaj Stiles, może to nie będzie zbyt profesjonalne z mojej strony – zaczął, widząc utkwiony w sobie wzrok policjanta – ale jest piątkowe popołudnie, a ja jestem głodny jak wilk. Masz ochotę gdzieś wyskoczyć?
        Gdyby to było możliwe, szczęka Stilesa z pewnością oderwała się od jego twarzy i potoczyła po podłodze. Takiego pytania mimo wszystko się nie spodziewał. Szybko przekartkował w głowie stertę papierów, którymi miał się zająć dzisiaj i doszedł do wniosku, że jeżeli poczekają na niego godzinkę lub dwie dłużej, to świat się nie zawali.
        - Czy ty mi właśnie proponujesz… - zawiesił głos, spoglądając sugestywnie na masażystę. Ten pokiwał głową. – No dobra.
        - Super, znam świetną pizzerię – mężczyzna od razu się rozpromienił.
        Stiles narzucił na plecy bluzę, ciesząc się w duchu, że postanowił przyjść ubrany po cywilnemu. Nie lubił paradować w mundurze. Nie wiedział też, jak nazwać to, co robili. Nie mógł tego podpiąć pod randkę? Nawet jeżeli bardzo, ale to bardzo tego chciał?
        Ruszyli ramię w ramię do drzwi, mijając również szykującą się do wyjścia recepcjonistkę.
        - Zamkniesz, Jenny? – zapytał Derek, rzucając dziewczynie ciepły uśmiech.
        - Jasne, szefie – odpowiedziała mu tym samym.
        Wyszli na niezbyt zatłoczoną ulicę, kiedy Stilesa nagle olśniło.
        - Derek? – zapytał niepewnie. Mężczyzna idący obok niego ukrył dłonie w kieszeniach kurtki.
        - Mhm? – mruknął w zamyśleniu.
        - Nie masz przypadkiem ochoty przejechać się radiowozem? – zapytał, szczerząc się.
        - Jak przestępca? – masażysta uniósł brwi.
        - Obiecuję, że nie zakuję cię w kajdanki – jeśli sam nie będziesz tego chciał – dodał już w myślach.
        - Skąd ta propozycja? – Derek wydawał się mocno rozbawiony.
        - No wiesz, stoi sobie kilka przecznic dalej to moje auto i nie bardzo wiem, co z nim zrobić – Stiles udał minę niewiniątka. – Myślisz, że nie wypłoszymy klientów z tej twojej pizzerii, kiedy nim podjedziemy?
        - Możemy sprawdzić.
        Nie czekając na przyzwolenie, Stiles chwycił mężczyznę za ramię i pociągnął w przeciwną stronę do tej, w którą szli, śmiejąc się z jego zdezorientowanej miny.


* nie mam pojęcia, czy coś takiego w ogóle istnieje.


____________________________________

        Oto i jest kolejna część. To opowiadanie pisze mi się nadzwyczajnie przyjemnie i lekko, dlatego myślę, że wyrobię się z nim szybciej, niż pierwotnie zakładałam. Nie chcę rzucać żadnymi terminami, ale postaram się, żeby to nie była ostatnia notka przed egzaminem gimnazjalnym. Ot tak, dla relaksu. Bo robię wszystko, żeby się przypadkiem nie uczyć. 
        W podkładzie macie całą płytę +44 Łukasz, wiedz, że Cię zabiję, jak Cię dopadnę bo po prostu tam pasuje. Jest równie lekka i kiczowata, co powyższe short story. 
        Ładnie proszę o komentarze ;) 
        xoxo! 

7 komentarzy:

  1. asadjdsadsak omfg <3
    To jest niesamowite, super pomysł!
    Czekam na kolejny ^^
    ~ gwiazdek

    OdpowiedzUsuń
  2. Tobie pisze się to przyjemnie, a mnie bardzo przyjemnie się czyta. mimo że nie znam serialu ^^
    w sumie to nie wiem, co mogłabym jeszcze powiedzieć ;) czekam na kolejny. i mam nadzieje, że wyrobisz się przed egzaminami.
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba! <3 już się nie mogę doczekać kolejnych części :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ko-cham-to.
    Po prostu. Sama czuję się odprężona, leżąc teraz na kanapie z laptopem na kolanach. Miałam pomysł, również, o Dereku-masażyście, ale dziękujmy, że nie napisałam tego, bo Ty zrobiłaś to o wiele lepiej. Ogólnie uważam, że piszesz lepiej ode mnie. Masz niesamowity i ciekawy styl. Lekki i prosty. Ale bogaty w słownictwo. Osobiście nie przepadam za wszelkimi, długimi opisami sytuacji, czy też rozmyślań (co możesz zauważyć na Sterekowo), bo zawsze w opowiadaniach je omijam, ale te... są świetne.
    Cholera, jestem Twoją fanką. Uwielbiam to opowiadanie. Nigdy jeszcze tak dobrego nie czytałam. Naprawdę.
    I jeszcze taka propozycja... Jeśli kiedyś, bardziej lub mniej, będziesz szukała pomysłu do napisania czegoś... Napisz do mnie. Na Sterekowo jest zakładka "Kontakt". Chodzi o to, że mam masę pomysłów, naprawdę, ale nie mam za nic ochoty ich pisać. Bo raz: jestem leniwa, a dwa: wiem, że je zepsuję. A gdybyś zechciała napisać coś na podstawie mojego pomysłu... Byłabym zaszczycona.
    Dziękuję za umilenie mi dnia. Życzę weny i czasu, oraz pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo za ten wylewny komentarz. miło było przeczytać tyle pozytywnych rzeczy na swój temat, ale ja nie piszę jakoś wybitnie dobrze. co najwyżej poprawnie, jeśli już.staram się robić to lepiej, skutki nie są zbyt widoczne. chociaż tematyka i mnie bardzo przypadła do gustu. dla mnie opisy to jakby podstawa całego opowiadania, coś, co pozwala się wczuć w sytuację bohaterów i uzupełnić akcję. pod warunkiem że nie są zbyt wylewne, szczegółowe i męczące, oczywiście, bo z tym nie można przesadzić.
      z chęcią się do ciebie odezwę, kiedy będę szukała pomysłu na opowiadanie, a może nawet i wcześniej ;)
      cieszę się, że udało mi się umilić twój dzień ;3
      pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Kocham tę parkę. Są razem cholernie rozwalająco uroczy! Poprostu mi się strasznie słonecznie robi jak to czytam. Rozwalasz system. Twój blog jest lepszy niż czekolada! Poprostu rozmiękłaś mnie( jest takie słowo? nie ma? never mind), chce mi się tak leżeć i pławić w tej jasności ale trzeba mi jutro napisać biologię i majcę...więc wstaję. Kawał świetnej roboty.
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bluźnisz, porównując mój blog do czekolady. czekolada jest wspanialsza xDD sypiesz nowymi słowami widzę, ale to jest akurat bardzo urocze ;D Dziękuję za te pozytywne słowa, dużo dla mnie znaczą. powodzenia na biologii i macie ;)
      pozdrawiam!

      Usuń

Image and video hosting by TinyPic