wtorek, 15 kwietnia 2014

Just Another Ordinary Day in Beacon Hill

_____________________________________

        Tego dnia pogoda była niezwykła, jak na koniec października. Na niebie lśniło ostre słońce, bardziej przywodzące na myśl lato, niż środek roku szkolnego. Nie należało się też dziwić wielu uczniom liceum w Beacon Hill, w których opinii dzień był zbyt ładny, by marnować go w szkole. Niektórzy zerwali się już z samego rana, inni dopiero przed ostatnią lekcją, jednak Stiles i Scott nie należeli do tych farciarzy. Nie tym razem.
        Byli w ostatniej klasie, dlatego obaj postanowili przysiąść mocno do nauki, by skończyć szkołę z jak najlepszymi wynikami, w co wliczał się również brak wagarów i wzorowe zachowanie. Dlatego zamiast cieszyć się piękną pogodą na jakimś odludziu, przyglądali się jej zza okna sali matematycznej,  rozwiązując skrupulatnie kolejne trudne zadanie. Stiles marszczył czoło, przygryzając końcówkę ołówka, zerkając na zmianę na zegarek, okno i w zeszyt, a Scott starał się przepisać od niego obliczenia tak, by pasowały do wyniku spisanego z tyłu książki. Takie to ich psie szczęście – matematyka na ostatniej lekcji. Poza nimi w klasie zostało tylko kilka osób, równie mocno pozbawionych koncentracji, jak oni dwaj. Nauczyciel prowadzący zajęcia przerzucał strony podręcznika, ale jego wzrok co chwila uciekał w stronę okna, wychodzącego na boisko do koszykówki, na którym kilku pierwszaków rzucało piłką. Wszyscy wyczekiwali z utęsknieniem momentu, w którym wreszcie będą mogli opuścić znienawidzoną placówkę i udać się gdziekolwiek indziej – byle nie gnić w jej murach ani o minutę dłużej.
        Stiles nie miał żadnych planów na popołudnie, chociaż nie narzekał na brak zajęć. Od kiedy uporali się z lisimi duchami, w Beacon Hill zapanował niespotykany jak dla tego miasteczka spokój. Z jednej strony wszyscy zamieszani w wilkołacze sprawy martwili się, że to tylko cisza przed kolejną burzą, ale z drugiej napawali się upragnioną normalnością. Wszystko wróciło do stanu sprzed przemiany Scotta. Allison odeszła na zawsze, zostawiając młodego wilkołaka z wielką pulsującą dziurą w miejscu serca. Stiles poświęcił przyjacielowi wiele czasu, ale w końcu jego starania przyniosło jakieś rezultaty – Scott stanął na nogi i zabrał za naukę i trening z podwójną pasją. W końcu Allison chciałaby, żeby mimo wszystko był szczęśliwy. Jackson wrócił z Londynu i stał się nowym członkiem sfory. Wszyscy starali się puścić w niepamięć problemy, jakich im przysporzył, ale w nim samym również zaszły jakieś zmiany. Jakby przemiana w wilkołaka zrobiła z niego zupełnie innego człowieka. Nie trzeba chyba wspominać, że on i Lydia od razu do siebie wrócili. Derek i Peter zostali na stałe w Beacon Hill. Odnowili posiadłość Hale’ów, a teraz starali się również odnowić więzi rodzinne. Stiles nieraz słyszał już dźwięk łamanych kości, wchodząc do ich rezydencji w niezbyt odpowiednim momencie. Zdarzało się też, że jeden z wilkołaków przelatywał przez całą długość salonu lądują w (lub pod, w zależności od siły i zamiaru przeciwnika) oknie.
        Jedyną rzeczą, która się pojawiła, a której nie było wcześniej, okazała się niezwykła więź między Stilesem a Derekiem. Powszechnie było wiadome, że z początku tolerowali się nawzajem tylko ze względu na Scotta. Później się  nie znosili, ale mimo wszystko byli sobie nawzajem potrzebni. W końcu nie trzeba być niewiadomo jak blisko, by sobie ufać, a oni ufali sobie nade wszystko. Pod koniec roku szkolnego ich znajomość ewoluowała na wyższy poziom zażyłości. Gdyby to było możliwe, spędzaliby wtedy razem cały swój czas, przeczesując wszystkie dostępne źródła w poszukiwaniu informacji o istocie, jaką stała się Kate Argent. Jednak wraz z przyjściem wakacji, Stiles zabrał Scotta na wycieczkę w łono natury, która miała mu pomóc pogodzić się ze śmiercią Allison, dlatego licealista i starszy wilkołak musieli zaniechać wspólnych poszukiwań. Wymieniali się jedynie informacjami poprzez sms’y wysyłane hurtowo każdego dnia. Kiedy Stilesowi udało się złapać dobry zasięg, dzwonił do Dereka, a wtedy potrafili przegadać kilka godzin. Po prostu się do siebie zbliżyli. Kiedy dwóch nastolatków wróciło do Beacon Hill, pierwszym, co zrobił Hale było porwanie Stilesa do swojego świeżo wyremontowanego domu, by pokazać mu wszystko, co udało się znaleźć podczas jego nieobecności. Stilinski spędził resztę wakacji lawirując między dwoma wilkołakami. Obaj go potrzebowali, ale każdy w inny sposób. Stiles naprawdę uwielbiał Scotta i zależało mu na jego szczęściu i bezpieczeństwie, ale z czasem odkrył, że to przy alfie czuję się najlepiej. Mężczyzna roztaczał wokół siebie aurę spokoju i opanowania, która była balsamem na gadatliwość i zszargane nerwy nastolatka. Sam Derek wydawał się nie mieć nic przeciwko temu, że chłopak spędzał mnóstwo czasu w jego rezydencji, nie widział też problemu w jedzeniu niedzielnych obiadów w domu Stilinskich. Z początku szeryf nie był zbyt przychylnie ku temu nastawiony, ale im bliżej poznawał wilkołaka, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że jego syn jednak rozważnie dobiera przyjaciół.
         Wraz z początkiem nowego roku szkolnego w ich relacji zaszły kolejne znaczące zmiany. Pewnego wieczoru Stiles zasnął, oglądając film z Derekiem, a obudził się kilka godzin później wtulony w jego umięśniony bok, z jego ramionami oplecionymi wokół siebie. Wtedy też pierwszy raz zdał sobie sprawę, ile tak naprawdę wilkołak dla niego znaczy. Polubił otaczające go w takich momentach ciepło, dlatego korzystał z każdej możliwej okazji, by móc znaleźć się w ramionach bruneta, a jeśli ich nie było, starał się sam je sobie tworzyć. W taki oto sposób Stilesa zawsze można było znaleźć przy boku Dereka i na odwrót. Często dotykali swoich dłoni, obejmowali się i obdarzali drobnymi czułościami. Hale na przykład uwielbiał odgarniać grzywkę z twarzy nastolatka. Nigdy jednak nie afiszowali się jako para. Po prostu ze sobą byli, w taki naturalny, niezaplanowany sposób.
        Siedząc w klasie i wpatrując się w sunące powoli do przodu wskazówki zegara, Stiles pomyślał o tym, że mógłby wpaść do posiadłości Hale’ów i pouczyć się, zwinięty w kłębek przy boku Dereka. To była lepsza perspektywa, niż spędzenie dnia samotnie.
        Kiedy zegar wybił czwartą, a dźwięk dzwonka przeszył szkolną ciszę, z uczniów automatycznie wyparowała cała ospałość. Wszyscy zerwali się z miejsc, pakując pospiesznie rzeczy, a nauczyciel matematyki nie pozostawał im dłużny. Stiles pomyślał, że gdyby to było możliwe, to z chęcią opuściłby salę jako pierwszy i to tańcząc pogo i wyrzucając w powietrze kartki, które zawsze przy sobie nosił.
        On i Scott wyszli z klasy jako ostatni, rozmawiając o pracy domowej na historię, którą mieli zrobić na następny dzień, ale oczywiście obaj przypomnieli sobie o tym przed chwilą.
        - Poczekaj przy drzwiach – rzucił Stylinski, przeskakując po dwa schodki na raz – muszę wziąć z szafki podręcznik.
        Nie czekając na odpowiedź, pognał przez pusty korytarz. Scott pokręcił głową z dezaprobatą. Ruszył powoli w stronę wyjścia na parking, rozglądając się po opustoszałej placówce. Ile to przygód wiązało się z tym miejscem. Ile wzlotów i upadków. Pamiętał dokładnie noc, którą przyszło im spędzisz będąc uwięzionymi przez rozszalałego alfę. Błąkali się po ciemnych korytarzach, szukając drogi ucieczki. To było tak dawno, że Scott momentami miał wrażenie, że zdarzyło się w innym życiu. Lepszym życiu, w którym jego największym problemem była pełnia księżyca i wujaszek Peter. Z tamtej przygody wszyscy wyszli cało. Wtedy uwierzył, że cokolwiek by się stało, zawsze będzie w stanie jakoś uratować sytuację. Z Allison przy swoim boku wszystko wydawało się możliwe. Nawet, kiedy stali po przeciwnej stronie barykady, nawet po zerwaniu. Ona zawsze tam była, cała i żywa, zawsze gotowa z dać mu jakąś radę, pocieszyć… A potem wszystko runęło, niczym domek z kart.
        Chłopak przetarł rękawem czoło, na którym pojawiło się kilka kropelek potu. Przestał z uporczywością wpatrywać się w korytarz, jakby miało to sprawić, że cofną się do dnia, w którym wszystko było lepsze.
         Przy samych drzwiach dogonił go zdyszany Stiles, który nie zdążył wyhamować i z impetem wpadł na jego plecy.
        - Nie przejmuj się, nie bolało – warknął wilkołak.
        - A tobie co się znowu stało? – Stiles szturchnął przyjaciela w ramię.
        - Po czym wnioskujesz, że coś się stało? – zamilkł na chwilę. Brunet wbił w niego zirytowane spojrzenie. – To wszystko jest nie tak – jęknął w końcu. – Wszystko tutaj mi o niej przypomina.
        - Allison?
        Scott pokiwał głową.
        - Daj sobie może spokój z nauką na dzisiaj – nastolatek popatrzył na niego z troską. – Może umów się z Kirą, albo coś?
        Prostolinijność Stilinskiego odrobinę go zirytowała. To nie było takie łatwe, umówić się z kimś innym by zapomnieć. Wiedział, że Stiles chciał pomóc, dlatego westchnął tylko.
        - Może tak będzie najlepiej…
        Wyszli na parking. Promienie słońca uderzyły w ich twarze, na początku ich rażąc.     
        - Ja i Derek cały czas szukamy sposobu, żeby sprowadzić ją z powrotem, ale to może potrwać. Nie chcemy robić wam nadziei, ale-
        - O wilku mowa – przerwał mu Scott, wskazując na drugą część parkingu, gdzie o maskę czarnego Camaro stał oparty nie kto inny, jak sam Derek Hale. Na dźwięk tych słów odwrócił się w ich stronę. Scott uniósł rękę na przywitanie, na co alfa skinął mu głową. Za to na ustach Stilesa pojawił się wielki szczery uśmiech. – Zdaje się, że na ciebie czeka – młody wilkołak uniósł sugestywnie brwi. – No idź, bo całe życie tam stać nie będzie.
        Stilesowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Żegnając się krótko z przyjacielem, ruszył raźnym krokiem w stronę swojego prawie chłopaka.
        - Złego wilka wywiało z lasu? – zagadnął, stając kilka kroków przed nim. Żadnego rzucania się sobie w ramiona ani pocałunków na powitanie. Obaj nie przepadali za okazywaniem sobie czułości w miejscach publicznych. To, co działo się między nimi było ich prywatną, naprawdę intymną sprawą i żaden z nich nie chciał się z tym obnosić. Dość istotną sprawą było też to, że mało kto wiedział o ich związku, a gdyby zaczęli się obściskiwać na parkingu szkolnym, wciąż wypełnionym uczniami, wszystko byłoby aż zbyt jasne.
        Alfa parsknął, ale za chwilę uśmiechnął się lekko. Chłopak nadal nie mógł przywyknąć do wyglądu jego twarzy, gdy się uśmiechał. Z początku Stiles często nabijał się z Dereka, że to bardziej wygląda, jakby groził komuś rozszarpaniem zębami – o czym nastolatek doskonale wiedział, na początku ich burzliwej znajomości często zdarzało mu się oglądać ten wyraz twarzy wilkołaka – niż uśmiech. Potem jednak zaczął doceniać starania mężczyzny. W końcu nie taki wilk zły, jak go malują, a Derek potrafił być naprawdę miły i czarujący, kiedy chciał.
        - Chcesz gdzieś jechać? – zapytał.
        - Chcesz mnie porwać? –  Stiles odpowiedział pytaniem na pytanie. – Jeżeli szeryf się o tym dowie, naładuje pistolet kulami z tojadem, a tego byśmy nie chcieli.
        - Musisz tyle gadać? – mimo dość ostrego znaczenia, słowa te zabrzmiały dość miękko. Stiles nie czekając na zaproszenie, władował się na siedzenie pasażera. Usłyszał tylko teatralne westchnienie Dereka i dźwięk otwieranych drzwi po stronie kierowcy.
        Wilkołak szybko odpalił silnik i ze zręcznością mistrza nielegalnych wyścigów samochodowych zaczął manewrować po szkolnym parkingu. Licznik wskazywał dużo większą prędkość, niż ta dozwolona w terenie zabudowanym.
        Stiles nie bał się sposobu, w jaki Derek prowadził auto; już dawno do niego przywykł, ale mimo wszystko zapiął pas bezpieczeństwa. Tak w razie czego, bo co prawda mężczyzna nie był jakimś specjalnym okazem brawury, ale nastolatek nade wszystko cenił sobie życie. A gdyby jakimś cudem trafił na ostry dyżur… Szeryf Stilinski nie wypuściłby go więcej z domu.
        Chłopak sięgnął do radia, by poszukać jakiejś przyjemnej stacji, ale Derek pacnął go w dłonie.
        - Ej, za co? – jęknął, niczym skrzywdzony szczeniak.
        - Za pchanie łapsk tam, gdzie nie powinieneś – mężczyzna sam ustawił radio na stację nadającą rockowe przebije z lat osiemdziesiątych i podkręcił nieco głośność. Fredie Mercury i David Bowie śpiewali akurat o życiu pod presją. Ręka Dereka obijała się o kierownicę w rytm muzyki i Stiles mógłby przysiąc, że gdyby nie jego obecność, to zacząłby nucić.
        - W łóżku zwykle nie zarzucasz mi takich rzeczy – mruknął chłopak zadziornie.
        Derek w ogóle nie zareagował. Zaczął się tylko bardziej uparcie wpatrywać w jezdnię. Wiózł ich przedmieściami, które niebawem miały się zmienić w lasy gęsto porastające ich rejon. Stiles nie miał pojęcia, w jakim celu mężczyzna wywozi ich z dala od cywilizacji, ale też nie widział w tym większego problemu. Jeżeli Hale chce zaspokoić swoje zwierzęce instynkty włócząc się po lesie, to było w porządku. Chłopak nigdy nie zamierzał stawać na drodze między Derekiem a jego wewnętrznym wilkiem, bo byłoby to zbyt nierozsądne, nawet jak na niego.
        Po kilku minutach samochód skręcił w jedną z bocznych dróżek. Camaro nie było idealnym pojazdem do takich wypraw, ale też nie radziło sobie najgorzej. Nie najgorzej, czyli wszystkie błotniki i zawieszenie były jeszcze na swoim miejscu, ale jeżeli Derek nie raczy zwolnić, to ten stan rzeczy nie potrwa jeszcze długo.
        W końcu alfa zatrzymał pojazd w samym środku odludzia, gdzie przez korony pokryte pożółkłymi liśćmi ledwo prześwitywały promienie jesiennego słońca. Gdy wyszli z auta, Stiles odkrył, że powietrze jest tu znacznie chłodniejsze i przesiąknięte wonią lasu. Wysoko, ponad ich głowami ptaki urządzały sobie koncerty, poza tym panowała zupełna cisza.
        Derek chwycił Stilesa za rękę, splótł ich palce ze sobą i pociągnął w sobie tylko znanym kierunku.
        - Powiesz mi chociaż, dokąd idziemy? – zapytał chłopak. Mrukliwość wilkołaka mu nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie – lubił go takiego chłodnego i szorstkiego, ale też trudno mu było ukryć fakt, że trzymanie dłoni w jego dłoni nie sprawiało mu przyjemności. W miejscu publicznym nigdy nie chwyciliby się za ręce, ale przecież las był z dala od wszystkiego. Mogli sobie na to pozwolić.
        - Na spacer – na ustach Dereka pojawił się delikatny uśmiech. Stiles wręcz widział, jak mięśnie jego twarzy się rozluźniają, a z całego ciała uchodzi napięcie.
        - Coś się stało? – to pytanie cisnęło mu się na usta od kiedy alfa pojawił się pod jego szkołą. Powstrzymywał je tak długo, jak był w stanie, w końcu jednak musiał je zadać.
        Wilkołak nie przystanął, przeskoczył tylko przez konar zwalonego drzewa, po czym pomógł przedostać się przez niego nastolatkowi. Potarł delikatnie kciukiem wierzch dłoni chłopaka.
         - Nic, czym powinieneś zaprzątać sobie myśli, Stiles – popatrzył na niego z troską. Stiles niezwykle rzadko widywał go takiego. Mężczyzna westchnął. – Kate Argent pojawiła się na naszym terytorium.
        Chłopak przystanął, wpatrując się intensywnie w Dereka. Jego oczy niemal wychodziły z orbit.
        - Myślisz, że coś planuje?
        Derek parsknął niewesołym śmiechem. Pociągnął rękę nastolatka, by on również ruszył w dalszą drogę.
        - Na pewno coś planuje. To Kate, zdążyłem dość dobrze poznać – skrzywił się na wspomnienie byłej kochanki. – Nie odpuści tak łatwo ani mi ani Peterowi. Ani też wszystkim, którzy mieszają się w nasze sprawy, Stiles. Nie wiemy, czym jest, ale na pewno jest niebezpieczna.
        Chłopak pokiwał w zamyśleniu głową. Była cholernie niebezpieczna i irytująca. Jeszcze w czasie wakacji często robiła podchody pod ich terytorium. Zbliżała się do granicy, potem odchodziła. Czasami wyczuwali ją bliżej, lub dalej, ale przez jakiś czas te najścia powtarzały się w regularnych odstępach czasu. Potem nagle to ustało, a sama Kate zniknęła z zasięgu ich węchu. Nie wiadomo, co było gorsze – mieć ją w pobliżu, ale kontrolować jej każdy ruch, czy być od niej jak najdalej, ale nie mieć pojęcia, co planuje. Jedno było pewne, po Argentównie można było się spodziewać wszystkiego.
        - Co zrobisz, kiedy zaatakuje? – zapytał Stiles.
        - Jeszcze nie wiem. Trudno jest walczyć z kimś, kogo z jednej strony z nasz, a z drugiej nie masz pojęcia, jakie są jego  umiejętności. Nie wiemy, z czym przyjdzie nam walczyć. O ile oczywiście suka zdobędzie się na odwagę, by zaatakować – w głosie Dereka słychać było pogardę. – Na razie twoim i Scotta priorytetem jest szkoła. Na tym powinniście się skupić. Z Peterem i Isaac’kiem mamy wszystko pod kontrolą.
        - Ale możecie przestać mieć, kiedy ta wariatka wkroczy do Beacon Hill – stwierdził nastolatek rzeczowo, kalkulując w myślach szansę trzech wilkołaków przeciwko lamparto-niewiadomoczemu i grupy uzbrojonych po zęby mafiosów. Wychodziły mu one niewielkie.
        - Nie myślmy na razie o tym – mruknął Derek.
        Złapał Stilesa za biodra i bez większego wysiłku podniósł go tak, by mógł stanąć na pniu ściętego drzewa. Przycisnął czoło do klatki piersiowej chłopaka, który był teraz znacznie od niego wyższy. Stilinski wyczuł emocje Dereka. Objął go mocno, delikatnie przeczesując palcami gęste, czarne włosy. Złożył na jego czole lekki pocałunek. Potem przeniósł się na wargi mężczyzny, zamykając je w wolnym pocałunku wypełnionym czułością. Wilkołak z wahaniem wprawił swoje usta w ruch. Powoli i delikatnie, nie pogłębiając pocałunku, właściwie ledwo muskając wargi nastolatka. Jeszcze nigdy nie czuli czegoś takiego. Zwykle ich pocałunki były bardziej zachłanne. Jasne, zdarzały się czułe momenty, ale nigdy aż do tego stopnia. Bo ten pocałunek wypełniony był nadzieją, troską o tą drugą osobę i jeszcze czymś znacznie głębszym. Do tej pory uczyli się, co to znaczy z kimś być, odkrywali siebie nawzajem, bez żadnych wyznań czy deklaracji. W tamtej jednak chwili Stiles zapragnął powiedzieć Derekowi, ze go kocha. Tak po prostu, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Wzdychając w wargi mężczyzny, złapał go za kark i przyciągnął bliżej w swoją stronę. Przerwali pocałunek, by z powrotem móc się w siebie wtulić.
        - Stiles – szept alfy był cichy i ochrypły. – Chcę, żebyś mi coś obiecał.
        Chłopak delikatnie pogładził jego policzek, czując pod palcami igiełki kilkudniowego zarostu.
        - Jeżeli nie przekroczy to moich możliwości – zapewnił równie cicho.
        Derek spojrzał mu w oczy. Jego własne były zupełnie poważne.
        - Obiecaj, że cokolwiek się stanie, nie będziesz się w to mieszał.
        Nastolatek poruszył się, nieco speszony. Przecież od jego „mieszania się” zależało powodzenie wielu akcji. On był ich mózgiem i głównym informatorem. Zawsze znajdował wyjście z każdej sytuacji, bez niego połowa z nich byłaby już martwa.
        - Chcesz odsunąć mnie od wszystkich waszych spraw? – jego głos zadrżał.
        Derek otoczył go mocno ramionami.
        - Nie chcę cię od niczego odsuwać. Chcę tylko, żebyś był bezpieczny – odpowiedział mu. Stiles wyczuł szczerość, ale nie zgadzał się z osądem wilkołaka.
        - I będę – zapewnił go. – Ale ja również troszczę się o twoje bezpieczeństwo. Ile razy uratowałem ci życie? – Stiles patrzył w oczy alfy z wyzwaniem. Odsunął się od niego kawałek. – Jestem częścią tej gry, nic się w tej kwestii nie zmieniło przez to, że jesteśmy razem. Teraz będę chciał brać w tym udział jeszcze bardziej, żeby mieć pewność, że jesteś cały. Jeżeli zabronisz mi mieszać się w sprawy sfory, musisz liczyć się z tym, ze złamię twój zakaz – powiedział na jednym wydechu. – Derek, nigdy nie prosiłem cię o przyzwolenie i teraz też nie zamierzam. Od początku siedzimy w tym razem.
        Mierzyli się wzrokiem i przez chwilę Derek wyglądał, jakby chciał coś na ten temat powiedzieć, ale w końcu zrezygnował.
        - Nie powiem, żebym się takiej odpowiedzi nie spodziewał – westchnął w końcu. – Nie chcę, żebyś czuł się z czegokolwiek wykluczony. Na uwadze mam tylko twoje dobro.
        - Przecież wiem, Der – Stiles uśmiechnął się, całując wilkołaka w kącik ust.
        - Nie myśl sobie, że to koniec dyskusji – warknął obejmując chłopaka i ściągając z pnia.
        - Znając ciebie będziesz mi o tym truł przez najbliższy rok. - Nastolatek położył głowę na ramieniu alfy, przyglądając się miejscu, w którym się znaleźli. – Nemeton? Panie Hale, jest pan bardziej romantyczny, niż mógłbym się po panu spodziewać – Stiles zaczął się głośno śmiać.
        Mężczyzna chwycił go za biodra i bez wysiłku przerzucił do sobie przez ramię.
        - Ja tu się staram być miły i romantyczny, a ty się ze mnie nabijasz – warknął wilkołak, ale Stiles słyszał w jego głosie rozbawienie. Żeby było zabawniej, porzucał się trochę ale w końcu tylko klepnął mężczyznę w tyłek i grzecznie zwisał wzdłuż jego pleców.
        - A mówili, nie wywołuj wilka z lasu – mruknął.


        Kilka godzin później leżeli przytuleni do siebie na kanapie w salonie Stilinskich. Stiles przerzucał strony podręcznika od historii, a Derek z uwagą śledził mecz koszykówki, ledwo dostrzegalnie podskakując, kiedy drużyna, której kibicował zdobywała kosza. To było takie normalne i zwyczajne, ze aż samego Stilesa przeraziła prostota tej sceny. Po prostu dwoje będących ze sobą ludzi spędza wspólnie czas. Ze zdziwieniem odkrył, że dla niego właśnie tak wygląda idealne życie. Z problemami, które stara się rozwiązać, z niebezpieczeństwem dyszącym mu w kark, ale będącym jednocześnie na tyle daleko, by móc o nim nie myśleć, i z Derekiem obok siebie. Derekiem, który zawsze był gotów go chronić, i którego sam pragnął chronić ze wszystkich sił. Derekiem, którego prawdopodobnie kochał i o którego się troszczył.
        Ciało pod nim poruszyło się lekko.
        - Szeryf niedługo wróci. Chyba powinienem się już zbierać – chłopak usłyszał przy swoim uchu.
        Istotnie, dochodziła dziesiąta i ojciec Stilesa niedługo kończył swoją zmianę. Co prawda był pozytywnie nastawiony do Dereka i chyba nawet wiedział o ich związku, ale woleli nie ryzykować.
        - Chyba powinieneś – Stiles niechętnie wyplątał się z kończyn wilkołaka i zaprowadził go do drzwi. Kiedy stanęli w progu, alfa przycisnął go do siebie mocno, całując zachłannie jego usta.
        - Do zobaczenia – szepnął, całując chłopaka w czoło.
        Z bijącym szybciej sercem Stiles przyglądał się, jak czarne Camaro znika mu z oczu. Stał tam jeszcze długo po jego odjeździe, wpatrując się w pokryte gwiazdami niebo. Następny dzień nie miał być już taki pogodny, ale z całą pewnością nie gorszy od tego. Po prostu kolejny zwyczajny dzień w Beacon Hill. Wszystko było na swoim miejscu, a cokolwiek miało nadejść – dadzą sobie z tym radę. Potrafią przecież walczyć o rzeczy, na których im zależy, a najwyższą stawką w tej grze było ich wspólne życie. Na razie jednak miał na głowie inne wymagające załatwienia sprawy.

        Z tą myślą, nastolatek zamknął drzwi i z niechęcią wrócił do podręcznika od historii. 



__________________________________

        Bierzcie i cieszcie się z tego wszyscy albowiem powiadam Wam: jest to ostatni tekst jaki dodaję przed egzaminami gimnazjalnymi. 
        Tym oto uroczystym wstępem pragnę przedstawić Wam gniota, owoc ślęczenia nad laptopem przez kilka nocy i kilku dziwnych pomysłów. Ogólnie uważam, że jest beznadziejny, źle napisany, wyszło jedno wielkie masło maślane, wybaczcie. Miało być lepiej. Nie mam następnej części Masażysty, bo moja wena ma mały zastój. I nie, nie zaczęłam się jeszcze uczyć do egzaminów. Liczę na cud. 
        Posłuchajcie podkładu, tekst nie pasuje, za to melodia idealnie.
        Błędów nie sprawdzałam. 
        Dedykuję @hohoholland. Bo świetnie się z tobą rozkminia Stereki. 
        Proszę o komentarze ;)
        xoxo 

18 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Bardzo mi się podoba. Takie normalnie-nienormalne, i jakkolwiek by to nie zabrzmiało wiem, że rozumiesz, co mam na myśli. Akcja się rozwinie? Coś z Kate? Jacksonem? Nie? Nie szkodzi.
    Bardzo mi... Powtarzam się. Ale hej, to prawda. Masz na pewno lepszy styl pisania, niż ja. Bardziej rozbudowany, uporządkowany, poprawny gramatycznie i tak dalej. Ogólnie bardziej mi się podoba. Twoje sff czyta się z lekkością. I pewnie nie tylko.
    Szczerze powiedziawszy gdybyś napisała książkę, chętnie bym ją kupiła i przeczytała od deski do deski (Co nie zawsze się zdarza, a ze wstydem muszę się do tego przyznać).
    Podsumowując: świetne. Czekam na więcej. I sama już coś piszę!
    Dziękuję za dedykację; to przesłodkie i bardzo kochane z Twojej strony.
    Powodzenia na testach! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *rumieni się* próbuję pisać poprawnie gramatycznie i interpunkcyjnie , nie zawsze wychodzi xD
      kurde, na pełnometrażowego ficka, czy chociażby short story to jest za płytkie ;c nie umiem pisać dłuższych rzeczy, bo się nimi szybko nudzę. dlatego zanim napiszę książkę, napiszę 798532043 jednopartówek. ewewntualnie wydam tom z opowiadaniami xD
      pisz pisz, najlepiej dużo i często ;P
      również pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. JA CI DAM GNIOTA TY....!!!!! taki slodki sterek :) a ty to gniotem nazywasz. Moze sie nie znam itd. ale jak ktos sie przywali ze jest to zle napisane to osobiscie dostanie ode mnie pouczenie (czyt. z buta) szkoda ze nie dodasz nic przed egzamminami no ale doskonale cie rozumiem bo sama je mam xD przepraszam ze nie ma znakow interpunkcyjnych ale nie wiem jak je zrobic na tym glupim telefonie :p pisz dalej... kiedys zarem napiszemy sterekowa ksiazke

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ZNOWU MI GROZISZ XDD
      nie gadaj głupot, bo mogło być lepiej. zawsze może być lepiej. twoje "pouczenie" jest tak bardzo w moim stylu...
      mam nadzieję, że kiedyś razem coś napiszemy. to będzie niezła masakra xDD wyobrażasz sobie to latające wszędzie masło?
      xo

      Usuń
    2. hahaha wolę sobie nie wyobrażać xD zaczęłam się śmiać jak tylko napisałaś o maśle maślanym xD

      Usuń
  3. Podoba mi się twój styl pisania, bo czyta się bardzo lekko i przyjemnie. Opisy nie są ani za krótkie ani za długie, ale jakby były długie to też dobrze by się je czytało, dialogi są takie... naturalne, Stiles taki stilesowaty, Derek derekowaty :D Podoba mi się ta spokojna atmosfera, może jest Kate, ale na razie nic złego nie robi. Podoba mi się też relacja Stilesa i Dereka, to że ich bycie razem jest takie naturalne i niewymuszone, tak po prostu. No i Derek, wciąż duży zły wilk, ale jednak przy Stilesie potrafi być taki kochany aw ♥
    Tak mógłby wyglądać idealny pierwszy odcinek 4 sezonu ;;;;;
    NO I AWWWWWWWWWWWWWWWWW SCENA W LESIE BYŁA TAKA CUDOWNA :C

    OdpowiedzUsuń
  4. A I JAKI GNIOT JA SIĘ PYTAM CO?!???!!??!??!?!?!!
    CHYBA SOBIE JAJA ROBISZ
    TWOJE STEREKI >>>>>>>>>>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeju, jakie wy wszystkie jesteście niemożliwe <3
      dziękuję ci za ten wypełniony cukrem komentarz, miło mi się zrobiło. chciałam, zeby relacja Stiles-Derek wyszła naturalnie i mam nadzieję, że tak właśnie jest, reszty nie jestem pewna.
      JA RÓWNIEŻ BYM CHCIAŁA, ŻEBY WŁAŚNIE TAK WYGLĄDAŁ PIERWSZY ODCINEK NOWEGO SEZONU, ALE WIEM, ŻE TAK NIE BĘDZIE ;CCC
      pozdrawiam ;**

      Usuń
  5. Tak dawno nic u Ciebie nie komentowałam. Ale czaję się tutaj i krążę, więc bój się :D
    Co tu dużo mówić? Bardzo lubię Twój styl pisania. Naprawdę świetnie piszesz. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać na więcej. No i oczywiście, życzę duuuużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wena zawsze się przyda, więc nie pogardzę żadnym życzeniem jej. cieszę się że podoba ci się mój styl pisania. jak już pisałam powyżej, ciągle się uczę. im częściej piszę, tym lepiej mi to wychodzi. tak to chyba działa.
      niemniej jednak dziękuję za każde miłe słowo.
      pozdrawiam serdecznie <3

      Usuń
  6. No żem padła z radości wręcz! Nie pierdziel znowu, że masło. Zresztą lubię masło! A teraz oficjalnie wręcz się zakochałam w tym parringu. I w Twoim pisaniu też.
    Trzymam za nas kciuki na egzamin...hem, ja sobie dowaliłam bo założyłam nowego bloga, gdzie sb odpocznę od Potterowskich ff.
    No to co? Do zobaczenia po egzaminach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masło zawsze spoko ;D
      paring jest jednym z moich ulubionych, serial, na którego podstawie go piszę też jest świetny, więc jeżeli nie miałaś przyjemności się z nim zapoznać, to serdecznie polecam.
      na twojego nowego bloga z pewnoscią zajrzę. w końcu ileż można pisać same potterowskie ff.
      powodzenia na egzaminach, ściskam <3

      Usuń
    2. Oficjalnie cię zapraszam na http://bleeding-poems.blogspot.com
      Już dziś pojawi się nowa notka :D

      Usuń
  7. To jest świetne, naprawdę. Bardzo podoba mi się wątek główny, a fakt, że uwielbiam TW tylko poprawia całą sprawę. Masz talent, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. :)

    http://banshee-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za miłe słowa. pragnę tylko zwrócić uwagę, że powyższa notka to oneshot, bo w obecnej chwili nimi się głównie zajmuję ;)
      z chęcią wpadnę na Twojego bloga. pozdrawiam.

      Usuń
  8. Nie miałam pojęcia, że prowadzisz jeszcze jakiegoś bloga. Nie mniej jednak jestem mile zaskoczona, że w tym blogowym światku udało mi się znów znaleźć twoje twory. Na razie nie przeczytałam za wiele, bo jedynie "Teen Wolf" z racji tego, że twoja ostatnia notka właśnie do tego należy, ale i tak mam banana na twarzy. Polubiłam Dereka i Stilesa, taka cudowna z nich para, że aż przyjemnie się czyta. Ich wspólne momenty... Nic tylko mogę się zachwycać :) W przeciwieństwie do sytuacji, w jakiej znajduje się Scott - tego osobnika akurat mi szkoda z wiadomych względów. Mam jednak nadzieję, że i on znajdzie na swojej drodze osobę, którą zdoła jeszcze pokochać. Swoją drogą zarysowałaś w tym fragmencie niezłą akcję - tak, tak w tym momencie odwołuję się do tej całej Kate. Szczerze zastanawia mnie ona, jak również to, co postanowi zrobić, dlatego mam nadzieję, że nie skończyłaś tą notką historii wilkołaków. Ja chciałabym przeczytać więcej, dlatego mam nadzieję, że niebawem coś na ich temat jeszcze się pojawi :) Będę wyczekiwać kolejnych rozdziałów, a jak! Tymczasem zastanawiam się, za co innego się wziąć tu u ciebie... Wbrew pozorom jest dosyć czytania i wydaje mi się, że będę zaglądać na twojego bloga od czasu do czasu, aby pochłonąć inną partię tekstu - jeszcze zobaczę jak to mi wyjdzie :D Tymczasem pozdrawiam i dużo weny życzę!
    http://some-stories.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej, nie masz pojęcia, jak bardzo mi miło cię tutaj zobaczyć! całe wieki nie zaglądałam na twojego bloga, myślałam, że już nie wrócisz do blogosfery, a tu niespodzianka. szczerze mówiąc, ja też nie sądziłam, że się jeszcze tu pojawię. w każdym razie wciąż piszę. raz rzadziej, raz częściej. o różnej tematyce, bo po prostu jednego dłuższego opowiadania nie jestem się w stanie trzymać, więc skupiam się na miniaturkach.
      nie planuję rozszerzać tego tworu o kolejną część, za to z całą pewnością pojawią się kolejne miniaturki o wilkołakach. ostatnimi czasy bardzo je polubiłam.
      niedługo wakacje, mam nadzieję, że w ich czasie uda mi się nadrobić tekst u ciebie. zrobię to z miłą chęcią.
      dziękuję jeszcze raz za przemiły komentarz. wrzucam do linków, żeby znów cię nie zgubić.
      pozdrawiam serdecznie! ;*

      Usuń
    2. Też się cieszę, że wciąż jestem na blogosferze, jakoś tak w ogóle jej nie opuszczałam (no dobra, czasem robiłam sobie dłuższe przerwy), a tym bardziej cieszy mnie, że jakimś cudem trafiłam na znów na twojego bloga ;)
      Szkoda, że nie będzie ciągu dalszego, ale postaram się zadowolić kolejnymi miniaturkami o wilkołakach... Co prawda na razie nie mam czasu na czytanie, ale myślę, że po egzaminie zawodowym się to zmieni (został mi niecały tydzień do niego, a dopiero co zaczynam się uczyć...) xD

      Usuń

Image and video hosting by TinyPic