czwartek, 26 czerwca 2014

Weakness



        Ciemność opadła na świat w postaci bezgwiezdnej nocy. Jednej z rodzaju tych, podczas których nie jest się w stanie dostrzec wyciągniętej przed siebie ręki, a wszelkie dźwięki, przerywające raz po raz głuchą ciszę, zdają się zapowiadać śmiertelne zagrożenie. Dużo lepsze byłoby zawodzenie wiatru, ulewa, czy burza z piorunami. Wszystko, tylko nie mrok i cisza, przywodzące na myśl próżnię, z której nie ma ucieczki.
        Syriusz Black miotał się przez sen w swoim łóżku, jakby wyczuwając irracjonalne zagrożenie płynące ze strony wyimaginowanego wroga. Nawet będąc w stanie nieświadomości czuł przeszywającą go na wskroś ciemność. Wraz z łoskotem upadających z łóżka przedmiotów, poderwał się do siadu, wpatrując się w eter przenikliwymi, szarymi oczami. Jego dłoń mechanicznie powędrowała pod poduszkę, gdzie trzymał różdżkę.
        - Lumos - szepnął, a na końcu drewienka pojawił się wątły promień światła. Rozejrzał się po pomieszczeniu, oświetlając wszystkie ciemne zakamarki. Kiedy nie dostrzegł niczego niepokojącego, skierował światło na podłogę, po której walały się pergaminy i książki, wśród których zasnął kilka godzin wcześniej. Zaklął szpetnie w myślach, widząc pogięty esej z Eliksirów.
        - Łapa, życie ci nie miłe, czy jak? Jest środek nocy, zgaś to światło! - gdzieś z lewej strony do jego uszu dobiegł stłumiony głos. Syriusz oświetlił tamtą część pokoju, natrafiając na rozpartego na swoim łóżku Jamesa. Jego twarz była zakryta poduszką, jakby się bał, że tak nikłe światło go oślepi.
        - Och, nie dramatyzuj już - warknął Black.
        - Nie dramatyzuj?! - tym razem inny oburzony głos odezwał się z naprzeciwka. - Syriuszu, jutro są egzaminy! Jak ja, na brodę Merlina, mam być wypoczęty po dwóch nocach włóczenia się po lesie w postaci wilkołaka i kolejnej, nieprzespanej przez wasze głupie kłótnie?
        Czarnowłosy chłopak skierował promień światła w stronę, z której dobiegał pretensjonalny głos Remusa. Oczy chłopaka nadal były podkrążone, a przez jego policzek biegła długa, cienka, blednąca już szrama - pamiątka po ostatniej pełni. Zmęczenie było wręcz wymalowane na smukłej twarzy Lupina.
        - Właśnie, Łapa - Potter wychylił się zza poduszkowej zapory anty promieniowej, mrużąc zaspane oczy. - Nie żebym jakoś szczególnie przejmował się egzaminami, ale Lunatyk ma rację. Jakoś trzeba je zdać, budzenie nas w środku nocy bynajmniej nam w tym nie pomoże.
        Syriusz w dramatycznym geście przewrócił oczami, wyrażając tym samym pogardę dla wymówek przyjaciół. Starał się zachować swoją normalną, luzacką pozę, żeby przypadkiem nie zdradzić się ze swoim lękiem. Nigdy, przenigdy w życiu nie przyznałby się przed Jamesem, że tym, co wyrwało go ze snu i tak mocno przeraziło była zwykła noc.
        - Co się dzieje? - do rozmowy włączył się Peter, który opatulony swoim kocem z ogromnym herbem Gryffindoru wyszedł na środek pokoju. - O co się znów kłócicie?
        - Syriuszowi zachciało się żartów. Postanowił dopilnować, żeby żaden z nas nie zdał SUM'ów w pierwszym terminie - głos Jamesa przesiąknięty był sarkazmem do granic możliwości. Syriusz nie miał mu tego za złe. Sam zachowywał się jak ostatni baran, kiedy ktoś przypadkiem wybudził go ze snu i ani trochę nie był zadowolony z tego, że prawdopodobnie pójdzie na egzaminy niewyspany.
        Pettigrew pokiwał tylko głową, wracają do łóżka. Chyba nie bardzo był zainteresowany tematem ich wymiany zdań.
        - Wybacz mi zatem wasza wysokość, że przerwałem ci twój święty sen - warknął brunet, wygrzebując się z pościeli. W drodze do łazienki potknął się o kilka bibelotów niewiadomego pochodzenia, raz o mało nie wpadając na jeden z kufrów. Obmył zimną wodą twarz, nie patrząc nawet w lustro. Bał się, że mógłby w nim zastać istny obraz nędzy i rozpaczy, a na to nie miał najmniejszej ochoty.
        Kiedy wrócił do dormitorium, rozbrzmiewało już w nim pochrapywanie Jamesa. Syriusz prychnął. Ten to nigdy nie miewał problemów z zaśnięciem. Zagrzebując się z powrotem w ciepłej pościeli, czuł na sobie czujne spojrzenie pary miodowych oczu.
        - Wszystko w porządku? - zapytał cicho Lupin.
        On wiedział. Mógł z Syriusza czytać jak z otwartej księgi, z czego też zwykle korzystał bez najmniejszych skrupułów. Poza tym młody Black ufał mu jak nikomu innemu. Mówił mu o rzeczach, o których nigdy nie odważyłby się powiedzieć Rogaczowi, mając pewność, że Remus zrozumie. Więź jaka ich łączyła była nieporównywalna właściwie z niczym. I mimo, że często Jamesa stawiał na pierwszym miejscu, to właśnie Lupin był ostoją spokoju, dzięki której jeszcze nie oszalał.
        - Jest okay - pokiwał głową, posyłając przyjacielowi zbolały uśmiech mówiący: Nic nie jest, błagam, nie pytaj teraz.
        - Gdybyś chciał mi o czymś powiedzieć...
        - Jasne - przerwał mu szybko. - Wiem, do kogo uderzać - posłał brązowowłosemu słaby uśmiech. - Dobranoc, Luniaczku - dodał po chwili, z pewną dozą czułości, na dźwięk której kąciki ust Lupina uniosły się do góry. - Nox - mruknął Syriusz, układając różdżkę na jej dawne miejsce i na powrót pogrążając się w ciemnościach.
        Długo przewracał się z boku na bok, słysząc głębokie oddechy otaczających go przyjaciół. Teoretycznie powinno dać mu to poczucie bezpieczeństwa. Właśnie, teoretycznie. W rzeczywistości jednak po prostu się bał. Nie umiał dokładnie określić, czego, jednak wiedział, że ma to coś wspólnego z ciemnością. Doskonale zdawał sobie sprawę z absurdalności swych myśli. W końcu, kiedy wschodnie niebo zaczęło jaśnieć, zapadł w płytki, niespokojny sen.


***

        Remus Lupin wspaniale markował sen. Wiele lat zajęło mu kształtowanie tej umiejętności, niemniej jednak był zadowolony z efektów. Uwielbiał momenty, w których całe dormitorium zapadało w sen, a on zostawał sam na sam ze swoimi myślami. Był nocnym zwierzęciem i pomimo pozorów, jakie starał się zachować, włóczenie się w mroku sprawiało mu ogromną przyjemność. Sprawiało mu ją również wykorzystywanie swoim wilczych umiejętności. Fakt, z całego serca nienawidził potwora, który się w nim zalągł i dawał o sobie znać każdej pełni, jednak wyostrzone zmysły w ciągu reszty jego egzystencji nieco rekompensowały mu męczarnie.
        Tym razem jednak jego wzrok był utkwiony w przewracającym się z boku na bok ciału Syriusza. Widział dokładnie każdy jego ruch, każde drgnięcie mięśni i grymas na twarzy. Potrafił również bez problemu wyodrębnić odgłos oddechu i bicia serca ciemnowłosego chłopaka. Był pewny, że jego przyjaciel również nie spał.
        Znał młodego Blacka zbyt długo i zbyt dobrze, żeby nie rozpoznać stanu, w jakim się aktualnie znajdował. Coś niezaprzeczalnie go dręczyło, a wilkołak postawił sobie za punkt honoru dowiedzenie się, czym to owe "coś" było. Miał pewność, że kiedy ten dziwny stan Syriusza osiągnie stan krytyczny,  sam mu o tym opowie, nie chciał naciskać, jednak śledztwo na własną rękę było kuszące.
        W pewnym momencie zmęczenie wzięło górę nad myślami, a Remus posłusznie mu się poddał. Ich wszystkich czekał ciężki dzień.

***

        Drobny, brązowowłosy chłopak przemykał się chyłkiem przez uśpione korytarze Hogwartu. Jego kroki dudniły głuchym echem, odbijając się od kamiennych ścian. Niczego nie pragnął tak bardzo, jak wtopienie się w nie, jednak nie było mu to dane. Czarna szata powiewała za nim niczym skrzydła mistycznego nietoperza, kiedy starał się przyspieszyć. Nie widział w tym sensu, i tak był już spóźniony. Bo w końcu nikt mu nie kazał olewać nawoływań przyjaciół, by ruszył się z łóżka. Nikt nie kazał mu przymknąć oczu na te kilka sekund, które w rezultacie okazała się kilkunastoma minutami. Nie oszukujmy się, przespał całe śniadanie i czas, w którym uczniowie piątych klas byli wywoływani na swoje miejsca.
        Chłopak odetchnął dopiero wtedy, kiedy stanął pod zamkniętymi drzwiami Wielkiej Sali, z której nie dochodziły żadne dźwięki. Spróbował uspokoić oddech, po czym popchnął drzwi. Oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się w jego stronę. Do jego uszu dotarło nawet kilka zduszonych wybuchów śmiechu.
        - Panie Pettigrew, może mi pan wyjaśnić, co to wszystko ma znaczyć? - po pomieszczeniu przetoczył się surowy głos profesor McGonagall.
        Wysoka kobieta dość wątpliwej urody stanęła przed nim z miną, która zdecydowanie nie wróżyła niczego dobrego. Jej świdrujący wzrok spoczął na Peterze, przez co chłopak skulił się w sobie, mając nadzieję, że w taki sposób zdoła uchronić się przed gniewem surowej profesorki.
        - Pani profesor, ja... - zdołał wyjąkać drżącym głosem.
        - Tak, panie Pettigrew? Co ma pan na swoje usprawiedliwienie? - zapytała nieco zjadliwie.
        Cała sala wstrzymała oddech. Uczniowie siedzący w przetransmutowanych ze stołów ławkach wpatrywała się w zaistniałą scenę. Ślizgoni niemalże dusili się, starając ukryć wybuchy śmiechu, natomiast po drugiej stronie pomieszczenia pozostała trójka Huncwotów piorunowała spojrzeniem każdego, kto ośmielił się chociażby uśmiechnąć. Chociaż i James i Syriusz musieli w duchu przyznać, że sytuacja byłą zabawna. Jedynie Lupin dostrzegał jej grozę.
        - Minerwo - za nauczycielką pojawił się dyrektor Hogwartu, Albus Dumbledore. - Proszę, daj usiąść temu biednemu chłopakowi, czas rozpocząć egzaminy.
        Peter wlepił oczy w brodatą postać profesora, modląc się w duchu o jego łaskę.
        - Ależ Albusie! - zaprotestowała kobieta.
        - Jeżeli zajdzie taka potrzeba, ukażesz go po egzaminach. Peterze, zajmij swoje miejsce - zwrócił się do chłopaka z lekkim uśmiechem.
        Chłopak z miną skazańca idącego na stryczek przemierzył całą długość Wielkiej Sali. Jedyna pusta ławka stała przed ławką Remusa, który skinął do niego głową w niemym akcie wsparcia.
        - Mówiłem ci, żebyś się ruszył - usłyszał obok siebie szept Rogacza.
        - Później pogadamy - dodał ugodowym tonem Syriusz.
        Chwilę później dyrektor ogłosił oficjalne rozpoczęcie "Standardowych Umiejętności Magicznych". Przed każdym z uczniów pojawił się arkusz pergaminu i nie pozostało im nic innego, jak tylko zabranie się do rozwiązywania zadań.

***

        Zanim zegar na Wieży Astronomicznej zdążył wybić południe, wszyscy uczniowie piątych klas byli już po egzaminach. Z westchnieniami ulgi cisnącymi się na usta, opuścili Wielką Salę, udając się w swoją stronę. Trzy czwarte grupy Huncwotów postanowiła wybrać się na błonia, by w promieniach ciepłego, czerwcowego słońca móc kontemplować nad zaprzątającymi ich umysły sprawami. Syriusz i James podskakiwali i przepychali się radośnie. Remus szedł kilka kroków za nimi, wpatrując się z uwielbieniem w lśniącą taflę jeziora, z którego raz po raz wynurzał się kawałek ciała gigantycznej ośmiornicy.
        Wszyscy trzej rozłożyli się na miękkiej trawie nad samym brzegiem jeziora, szybko pozbywając się wierzchnich szat, podwijając rękawy koszul i luzując krępujące ich szyje krawaty.
        - Podobało ci się pytanie dziesiąte, Luniaczku?* - zagadnął wesoło Syriusz, układając głowę na zwiniętej szacie tak, by jego czarne włosy mogły łaskotać Remusa po twarzy.
        Chłopak zdecydowanym ruchem odgarnął je w stronę ich właściciela.
        - Bardzo "Podaj pięć oznak, po których można rozpoznać wilkołaka." Wspaniałe pytanie** - zaśmiał się gorzko.
        - Spójrz na to inaczej, Lunatyku. Przynajmniej każdy z nas zdobyło za nie po kilka dodatkowych punktów - James ziewnął przeciągle. - A tego obudzenia w środku nocy, to ja ci tak szybko nie wybaczę - skierował oskarżycielsko palec w stronę Syriusza.
        Na twarz Black'a wpełzł grymas, jakby za chwilę miał zwymiotować, co nie umknęło uwadze Remusa.
        - Dajże już spokój, Potter - warknął. - Wściekasz się za tą pobudkę, jakbym co najmniej oznajmił ci, że Smarkerus i Evans zaszyli się razem za kotarami, a ja byłem tego świadkiem i nawet nie kiwnąłem palcem, żeby wyratować twą lubą z jego rąk.
        Nacisk, z jakim wypowiadał te słowa sprawił, że policzki Jamesa pokryły się szkarłatnym rumieńcem. Rogacz usiadł na trawie, starając się ukryć zmieszanie, jakie wywołały w nim słowa szatyna.
        - Nie mieszaj do tego Lily, Syriuszu - jego ton świadczył tylko i wyłącznie o tym, że jego uczucia zostały zranione. Rzecz jasna uczucie względem Evans. Aż wywracały mu się wnętrzności na samą myśl, że ten ohydny Smark mógłby chociaż jej dotknąć, nie mówiąc już o pocałunku, czy...
        - O, Patrzcie! - zawołał Lupin, przerywając ciszę, w czasie której w głowie Jamesa pojawiły się tysiące pomysłów na to, jaki najbardziej krwawy, bolesny i bestialski sposób na zabicie Snape'a byłby najlepszy, gdyby tylko tknął jego Lily. Pomijając już fakt, że dziewczyna nie była jego, a ta niedorzeczna sytuacja, którą przedstawił mu Black nigdy nie miała i nie będzie mieć miejsca. - Peter idzie.
        I rzeczywiście - z zarośli od strony zamku wyłoniła się krępa sylwetka Pettigrew. Trzem przyjaciołom z daleka trudno było dostrzec wyrazu twarzy chłopaka, ale co do jednego mieli pewność: szczęśliwy to on raczej nie był.
        - Jaki szlaban ci wlepiła? - Syriusz poderwał się z miejsca, kiedy tylko Peter znalazł się bliżej ich legowiska.
        Brunet wzdrygnął się na samo wspomnienie starcia z opiekunką swojego domu. Rzucił na trawę wierzchnią szatę, po czym usiadł na niej, skubiąc źdźbła, które wpadły mu pod ręce.
        - Po prostu... - przerwał na chwilę, wzdychając. - Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo się cieszę, że nie jestem w Slytherinie.

***
        Kiedy znów zapadła noc, dormitorium czterech Gryfonów wydawało się najbardziej opustoszałym miejscem w całym Hogwarcie. Peter musiał odbyć swoją karę u profesor McGonagall, która nie miała być ani łatwa ani przyjemna, James z radością udał się na podbój serca pewnej rudowłosej uczennicy, a Remus, według swojego zwyczaju, zaszył się gdzieś w pokoju wspólnym w towarzystwie swoich ukochanych książek. W taki oto sposób w pomieszczeniu został tylko zwinięty na parapecie Syriusz. Zimna ściana uwierała go w plecy, a pośladki już dawno ścierpły od siedzenia w jednej pozycji, jednak młody Black wciąż uparcie trwał w jednym miejscu, wpatrzony w mrok. Jego myśli błądziły gdzieś po najróżniejszych zakamarkach jego świadomości, lecz mimo wszystko gdzieś w środku siebie odczuwał lęk. Na niebie nie było ani jednej gwiazdy. Gdzieś z dołu dobiegały go odgłosy śmiechu, szurania butów i muzyki, jednak dla niego pozostawały one nieuchwytne. Jedyne, na czym się skupiał, to własny oddech.
        Syriusz nie przypatrywał się niczemu konkretnemu. Ledwo widział zarys Zakazanego Lasu, wyróżniającego się linią nieco ciemniejszego odcienia czerni od nieba. Trudno było mu skupić wzrok. Światła z okien Hogwartu rzucały podłużne cienie na błonia. Chłopak nie czuł się dobrze, ale wiedział, że i tak lepiej, niż jeżeli miałby spędzić ten wieczór wśród rozchichotanych i szczęśliwych uczniów świętujących zakończenie egzaminu. Po prostu wolał zostać sam.
         Skrzypnięcie otwieranych drzwi sprawiło, że na chwilę oderwał wzrok od okna, by sprawdzić co się dzieje. W ciemności dostrzegł tylko zarys sylwetki.
        - Dlaczego siedzisz po ciemku? - znajomy głos przerwał ciszę. 
        - A, to ty - mruknął Syriusz, wracając do swojej poprzedniej pozycji. - Proszę, nie zapalaj światła - dodał po chwili.
        Remus posłuchał jego prośby. Po omacku odłożył książki na ich miejsce w kufrze przy łóżku, po czym przysiadł się do Blacka na parapecie.
        - Na dole świętują - zaczął mówić przyciszonym głosem. - James poprowadził ekspedycję do kuchni po słodycze, ktoś inny przyniósł zgrzewkę piwa kremowego, puścili muzykę i większość piątego rocznika rozłożyła się na podłodze. Taki tam hałas, że czytać się nie da - przy ostatnich słowach uśmiechnął się lekko. - Rogacz chyba znalazł drogę do serca swojej panny, bo przez cały wieczór nie odstępuje jej na krok, a Lily mu na to pozwala - przerwał, wpatrując się w profil przyjaciela. - Kilka osób o ciebie pytało - dodał po chwili milczenia.
        - Nie mam nastroju do świętowania - głos Syriusza był cichy, ale dało się w nim słyszeć niepokój.
        - Czy to ma coś wspólnego z dzisiejszą nocą? - zagadnął nieśmiało Remus. Nie chciał naciskać, ale martwił się. Kiedy już Syriusz nie ma ochotę na imprezę i piwo kremowe, to musi być naprawdę źle.
        Odpowiedziało mu głębokie westchnienie.
         - Tak. To po prostu... - przerwał na chwilę. - Możesz uznać to za głupie, albo po prostu tego nie zrozumieć, ale coś jest w tych ciemnych, bezgwiezdnych nocach... Nie umiem tego nazwać, ale napawają mnie dziwnym lękiem. Jakby gdzieś tam głęboko w ich wnętrzu czaiło się coś. Po prostu coś. Nie umiem ci tego lepiej opisać - mówiąc, Syriusz zaczął żywo gestykulować.
        - Rozumiem - powiedział tylko Remus.
        Black popatrzył na niego bykiem, jakby Lupin powiedział to tylko po to, żeby się odczepił. Już miał walnąć jakąś kąśliwą uwagą, kiedy Remus znów zaczął mówić.
        - Nie, naprawdę cię rozumiem. Coś jakby równowaga nocy została zachwiana, jakby ktoś wykorzystywał brak księżycowego światła do odprawiania jakichś praktyk, których nikt nie powinien ujrzeć.
        Syriusz pokiwał głową. Remus doskonale ubrał w słowa to, co już od dawna chodziło mu po głowie.
        - Nie wiem, co z tym zrobić - powiedział tylko.
        - Przetrwać. To jedyne rozwiązanie. Tak sobie radzę z każdą pełnią - padła odpowiedź.
        - Pełnia to coś innego. Masz już to we krwi, a przez to, co teraz odczuwam ledwo mogę funkcjonować. Poza tym, podczas pełni masz mnie i Rogacza, żebyś czuł się raźniej. A teraz nikt nie może wejść do mojej głowy, żeby przeżywać to ze mną - głos Syriusza robił się coraz bardziej histeryczny, aż w końcu zamienił się niemal w zwierzęce skomlenie.
        Lupin, nie myśląc wiele, przytulił go mocno do siebie, poklepując pokrzepiająco po plecach.
        - Spokojnie, tylko spokojnie - mamrotał w ramię Syriusza, czując drżenie jego ciała. Nie miał doświadczenia w takich sytuacjach, jednak uścisk wydawał mu się odpowiednią reakcją.
       Trwali w tym uścisku, w ciemnościach, razem. Pies i wilk i tak miało być już zawsze.

        Gdzieś w mroku na drugim końcu kraju ciemna postać przemykała się między drzewami. Po jej długich, zgrabnych palcach skapywały stróżki krwi, a od klatki piersiowej z każdym krokiem odbijał się medalion. 



* autentyczny fragment książki przeredagowany na potrzeby tekstu.
** jak powyżej.

    ______________________________________

        Odkopałam starego śmiecia, zredagowałam go, poprawiłam i postanowiłam się nim z Wami podzielić. Hogwardzki oneshot, bo miło zawsze wrócić do korzeni. Pisałam Wam  kiedyś, że planuję serię luźno powiązanych ze sobą oneshotów o Huncwotach. To by była miniaturka numer dwa. Pewnie znów długo nic w tym temacie nie napiszę, aż pewnego dnia najdzie mnie wena. Tyle o powyższym. 
        12 czerwca minął rok, od kiedy założyłam tego bloga. Jestem z siebie niezwykle dumna, bo to chyba mój pierwszy blog, który funkcjonuje tak długo bez zbędnego zawieszania. Może to kwestia tego, że nie jest monotematyczny. 
        Jestem świeżo po koncercie 30 Seconds to Mars, dlatego są w podkładzie, chociaż Do or Die średnio mi tu pasuje. Chociaż może... nie ważne.  Koncert był niesamowity, chociaż Shannon się na nim nie pojawił, co złamało mi serce. Tomo multiinstrumentalista wyrabiał za cała kapelę. Efekty specjalne, balony, konfetti no i Jared z tym swoim cudownym kontaktem z publicznością. Co z tego, że stałam daleko od sceny, skoro stałam ze świetnymi ludźmi, z którymi przetańczyłam i prześpiewałam cały koncert. Można powiedzieć, że jestem szczęśliwa, pokoncertowa depresja już minęła a teraz jestem pełna marsowej siły i energii. 


        Teraz może trochę o przyszłości. Kiedy tylko odzyskam swojego laptopa, biorę się ostro za pisanie. Na razie moim głównym celem jest skończenie Masażysty, co pewnie ucieszy amatorki Stereka. Później biorę się za starego śmiecia, krążącego kiedyś w internetach pod tytułem Listy do zmarłego przyjaciela. Nie skończyłam tego, a bardzo chcę. Czeka mnie mozolna robota z tym tekstem, bo pisałam go dawno. Rozważam nawet napisanie go od podstaw. Później w kolejce jest Nightmare, którego też nie zostawię, bo zbyt wiele dla mnie znaczy. Czuję jednak, że też będę musiała zabrać się za niego od podstaw. Doubts nie skończę. Po prostu nie mam do niego siły. Wiele razy otwierałam dokument tekstowy żeby napisać kolejny rozdział. Zawsze kończyło się to wykasowaniem całej strony. Nie mam już serca do Frerardów, wybaczcie. Co oczywiście nie znaczy, że żaden się tu nigdy nie pojawi.
        Jutro zakończenie roku, więc pragnę życzyć Wam wszystkim udanych wakacji ;)
        xoxo C.E.

2 komentarze:

  1. Tekst o Huncwotach! Jupi! Tak, tak bardzo mi się podobał, chociaż Syriusz w nim wydawał się taki nie syriuszowaty, jeśli wiesz o co mi chodzi. Cóż jakoś taki bardzo spokojny, lękliwy, niezbyt mi to do niego pasuje, ale fragment i tak mi się podobał. Nie potrafiłam sobie nawet zrobić przerwy w międzyczasie, tylko tak jakoś naraz go pochłonęłam. Chyba dawno nie miałam przed oczami nic związanego z Harrym Potterem... Według mnie w takim wypadku to taki bardzo udany prezent od ciebie na wakacje :D Swoją drogą trochę brakuje mi w nich słońca, przynajmniej w tej chwili, ale mam nadzieje, że jeszcze się to zmieni. Cieszę się, że koncert ci się udał - sama chciałabym na takowy pojechać... Eh... Jestem ciekawa, o czym będzie kolejna notka, bo mam wrażenie, że w twoim przypadku to jest taka "niewiadoma". W zasadzie pewnie będzie to coś, z tego co wymieniłaś pod rozdziałem, ale co zjawi się najpierw? Nie będę się tu teraz nad tym roztrwaniać, bo i po co? Po prostu poczekam na nową notkę u Ciebie i przeczytam ją, jak tylko znajdę wolną chwilę :) Zatem pozdrawiam i dużo weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany! Znasz moją miłość do Hucnwotów prawda? Tę gorącą i szczerą miłość?
    Nawet jeśli samo to nie wystarczyłoby to i tak musiałam pokochać tę notkę całą duszą swą. Uwielbiam tą subtelność między Syrem a Remem, jeśli łapiesz o co mi chodzi. Razem są cudowni.
    Rozdział autentiko do schrupania.
    Czekam aż się odezwiesz ;*

    OdpowiedzUsuń

Image and video hosting by TinyPic